środa, 31 grudnia 2014

Rozdział XVIII - "(Nie)spodziewane spotkanie"

Obudziłam się chyba dość wcześnie, gdyż w pokoju panował półmrok. Nie chciało mi się wstawać. Nic mi się dzisiaj nie chciało. Monotonia dnia codziennego. Grać, przerwa, grać, spać. I jak to nie ma się znudzić? Czy chociaż jedna rzecz nie może ruszyć z miejsca? Nie wiem. I co ja mam robić o tej porze. Śpiąca nie jestem wcale. Może sobie coś przeczytam? Nawet dobry pomysł. Wstałam z łóżka i po cichu wymknęłam się do biblioteki. No bo przecież nie odczuwam jakiejś dziwnej potrzeby, żeby wszystkich pobudzić. Ostrożnie otworzyłam wielkie drzwi. I szczerze mówiąc, nawet trochę się zdziwiłam widząc o tej porze kogoś, ślęczącego nad jakimiś mało zrozumiałymi dla mnie szkicami, fragmentami gazet i innymi papierami. Ale jeszcze mniej normalne było to, że siedział tam nikt inny jak Bill, którego znałam głównie od strony jego nałogów, którymi były papierosy i alkohol. Nie za bardzo wyobrażałam go sobie siedzącego nad ranem nad jakimiś schematami.

-Nie śpisz? - parsknął, najprawdopodobniej do mnie, a po tonie głosu stwierdziłam, że, jak zawsze, trzeźwy nie jest.

-Nie. Co ty tu robisz? - spytałam, siadając naprzeciwko niego.

-Coś... nie twój interes – mruknął arogancko, czym mnie nieco zdenerwował.

Przyjrzałam się temu, co leżało na stole. Między jego mało czytelnymi zapiskami znalazłam również zdjęcia kilku miejsc i ludzi, ślady opon, odciski palców. Wyglądało to tak, jakby ktoś rozsypał akta jakiejś sprawy na stoliku. Wzięłam zdjęcia w ręce i zaczęłam je przeglądać, każdemu się uważnie przyglądając. Wśród nich było zdjęcie Ryana i Alice, takiej mało ciekawej kobiety, która uważała Lalkarza za „Nauczyciela” co było co najmniej dziwne. Na kolejnym zdjęciu była kobieta, która, sugerując się podpisem na drugiej stronie, nazywała się Emily Romanowska. Mężczyzna z małym, czarnym wąsem, wyglądający jak jakiś zagraniczny aktor, był na kolejnym zdjęciu. Black Z. Nie kojarzyłam tego nazwiska. Następna była Quinn S, jej również nie znałam. Stable M. To nazwisko kojarzę. U Ryana... Tak, u Ryana na strychu było napisane na jednej z walających się po ziemi kartek. Może to jego chce zabić? Było by ciekawie. Teraz zdjęcia zmieniły wielkość. Zamiast malutkich, były duże. Jakiś dom, szpital, cmentarz, podwórze. Odłożyłam je na stolik, po chwili orientując się, że przez ten cały czas Bill mi się przyglądał.

-Znasz ich? - zapytał po chwili.

-Niektórych. Są podejrzanymi w jakiejś sprawie, tak? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.

-Masz – mruknął, dając mi kopertę, z której wystawały kolejne zdjęcia. Te były w gorszym stanie. Na pierwszym był jakiś pokój... korytarz. Plama krwi pod schodami, której pozostałości są na dywaniku do dziś, reszta jednak została zmyta. Dziury po kulach w ścianie, a także zdjęcie pistoletu. Kolejne zdjęcia były o wiele starsze. Przedstawiały dom, a raczej jego ruiny. Gdzieniegdzie płonął ogień. Więc wykonano je po pożarze. Później były kolejne ujęcia tego domu, ukazujące ogrom zniszczeń. I kolejna koperta. Z wykaligrafowanymi inicjałami K.E.F. Katheline Elisa Fell. Aktorka, która, sądząc po tym, co przeczytałam niedawno w gazecie, została zamordowana razem z rodziną, przez najstarszego syna. Niezwykle ciekawiła mnie zawartość koperty. Były tam jej zdjęcia, z różnych planów filmowych, kilka z mężem i dziećmi. Bill podał mi duże zdjęcia, które wcześniej były zapewne w tej kopercie, gdyż pierwsze przedstawiało jednego z synów. Miał blond włosy, a na jego twarzy był uśmiech tak szczery, że aż sama się uśmiechnęłam. Chłopak na kolejnym zdjęciu był nieco starszy. Miał ciemne włosy i piękne oczy. Tyle, że on, w przeciwieństwie do brata, nie raczył fotografa uśmiechem. Ponuro patrzył się prosto w kamerę, a jego wzrok przyprawiał o ciarki.

-Kto to? - spytałam, nie specjalnie ukrywając swoją ciekawość.

-To? Hmm... Zapewne słyszałaś o tej zamordowanej aktorce. To właśnie był ten syn, który rzekomo ją zabił – mruknął – Ale tak nie było. Chłopak niewinnie poszedł do więzienia. A teraz, przez głupią zemstę, ma okazję załapać się na karę śmierci, bo prawie pięćdziesiąt osób na sumieniu nie specjalnie przekona kogokolwiek na niższą karę. Takie życie.

-A jak ten chłopak się nazywał?

-Nie wiesz? Ehh... Kiedyś John... - powiedział, ale mu przerwałam.

-Lalkarz? - mruknęłam pod nosem patrząc na kamerę – To dlatego nie chcesz nas wypuścić, tak? Nie chcesz iść na pewną śmierć.

-Na którą, nota bene, zasłużyłeś – wtrącił Bill, ale całe szczęście szybko się zamknął.

-Czyli jakbyśmy cię nie wydali, byś nas wypuścił, tak? - kontynuowałam.

Usłyszałam ciche pstryknięcie, a następnie cichy śmiech.

-Oj ciężko będzie, czyż nie, Bill? Co byś wolał? Chronić seryjnego morderce na czyjeś życzenie, czy zrobić to, co zrobiłeś w sumie tak niedawno, czyli ponownie wsadzić mnie do psychiatryka, a potem na zabicie? - spytał głosem pełnym żalu.

-Wypraszam sobie! - krzyknął Bill, wstając z fotela i przytrzymując się stołu, żeby nie upaść – To nie ja prowadziłem tę sprawę, tylko mój kolega. Więc do niego mniej pretensje, nie do mnie. A poza tym, czas naglił.

-Co takiego?! - wtrąciłam się do dyskusji, nie ukrywając oburzenia – Wsadziliście go niewinnie do więzienia, bo nie mieliście czasu, a raczej nie chciało wam się szukać prawdziwego sprawcy?! Nie no, gratulacje! Oboje jesteście siebie warci. Dobra, koniec. Mam już tego dość. Ty – syknęłam, patrząc na Billa – pójdziesz, pobudzisz wszystkich do salonu a ty – tym razem spojrzałam na kamerę – przyjdziesz do nas.

-Chyba śnisz! - parsknął Lalkarz.

-Boisz się nas? Dobrze wiedzieć. Ale myślałam, że zależy ci na znalezieniu prawdziwego mordercy twojej rodziny. Jak nie, to nie. Pamiętaj, jeśli nie wykorzystasz tej okazji, możesz już jej więcej nie mieć.

Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Od razu poszłam do salonu, siadając na parapecie. Wpatrywałam się w spadające płatki śniegu. Słyszałam na korytarzu rozmowy, między innymi narzekanie Jacka na wczesną pobudkę. Drzwi się otworzyły, a cała gromada wsypała się do środka. Co ciekawe, Billowi udało się nawet ściągnąć Ryana. Ale Alice całe szczęście nie było.

-Jeśli moglibyśmy wiedzieć, po co nas tu ściągnęłaś? - parsknął Jack, przecierając oczy.

-Zobaczycie. A teraz usiądźcie sobie. Najlepiej wygodnie – powiedziałam, o dziwo spokojnie.

Minęło kilka minut i nic. W pokoju ciągle panował półmrok, wszystko wydawało się być szare. Jack usnął na fotelu, Jim, Jenny, Isami i Mary siedzieli na sofie i rozmawiali. Na drugim fotelu rozsiadł się Bill i palił fajkę, puszczając co chwilę w powietrze kółeczka dymu. Ryan stał pod ścianą, wściekle przewiercając mnie wzrokiem, gdyż wyciągnęłam go zbyt wcześnie z łóżka. Nagle klamka się poruszyła. Nie. Nie wierzę. On serio przyszedł? Wielkie drzwi powoli się otworzyły. Z mroku panującego na korytarzu powoli wyłaniała się jakaś postać. Lalkarz. Głowę miał pochyloną, twarz skrywając w cieniu. Nogi lekko ugięte, w każdej chwili był gotowy do ucieczki, albo walki, cokolwiek by wybrał. Zdawał się reagować na każdy szmer i ruch. Pewnie myśli, że to zasadzka. I na pewno jest na nią przygotowany.

-Cieszę się, że jednak przyszedłeś – powiedziałam, ciągle nie wierząc, że stoi przede mną.

Nie odpowiedział.

-Hmm... Zazwyczaj miałeś więcej do powiedzenia – mruknęłam.

-A o czym mam mówić?! Hmm?! Mam was przepraszać, czy błagać o litość?!- syknął, unosząc głowę i przenikliwie patrząc mi prosto w oczy.

Przez moje ciało przebiegł dziwny dreszcz. W jego wzroku było coś dziwnego. Coś jeszcze, poza bólem, który zdawał się je wypełniać.


-John? - spytała Jenny, unosząc się z miejsca i podchodząc do niego. 


~~***~~

Tadaaaaam xd Napisałam i wstawiłam XD Chociaż było ciężko :) Ktoś urwał mi trzy klawisze, a mianowicie S, E i R  :(((((
Ciężko bez nich pisać, bo chociaż opko miałam wcześniej już napisane, to to, co piszę teraz, to jedno wielkie kopiuj wklej xd   Jak mi czegoś brakuje, to wklejam, ale dłuuuuuugo to trwa xd
Nie przeciągając, UDANEGO NOWEGO ROKU :D  i weeeeesołego sylwestra :)

Amy "^.^"

środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas everybody! "^.^"

Z okazji świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam wszystkim życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT, wszystkiego co najlepsze i oczywiście bogatego Mikołaja xd


Poza tym życzę wam cierpliwości do mnie i mojego wstawiania rozdziałów (wiem, wiem, muszę wstawić kiedyś xd), lecz usprawiedliwię się pobytem w szpitalu :D Rozdział następny będzie przedostatnim, chyba że uda mi się go podzielić na więcej części, lecz w to wątpię. Kiedy będzie go można przeczytać na blogu? Sama tego nie wiem, ale zapewne niedługo XD
A więc jeszcze raz wszystkiego najlepszego i duuuuuuużo zdrowia (bo trochę głupio po szpitalach objeżdżać, wierzcie xd)
Amy :)