wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział X - "Hidden facts"

-Myślisz, że to...?-mówił Jim, ale bezceremonialnie mu przerwałam.

-Nóż rytualny.

-Tu jest za mało krwi, jak na morderstwo. Ktoś po prostu zranił nim kogoś, albo siebie. Ale na kartce pisze coś równie ciekawego. A bynajmniej język, w którym to napisano. „Dans les mots des numéros sont cachés, et dans les faits cachés. Seulement ce sera lu qui ressemble coeur, pas l'œil.” Nie wiem, hiszpański? A może francuski? Tym razem tak szybko nie poradzimy sobie z rozwiązaniem. Ale jak na dwa dni to i tak dużo już zrobiliśmy -odparł Jim, ziewając.

-A więc trzeba by było odpocząć -odpowiedział na to Jack, rozsiadając się w fotelu.

Jim usiadł na kanapie, a Jenny usiadła koło niego. Przysiadłam na małym krzesełku przed fortepianem.

-Działa?-spytałam.

-No oczywiście!-odkrzyknął Jack- W tym domu działa wszystko! A ty umiesz na tym ustrojstwie grać?

-A chcesz się przekonać?-odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.

Delikatnie nacisnęłam jeden z klawiszy. Piękne, czyste brzmienie. Co by tu zagrać? Walc śmierci. „Death waltz”. <http://www.youtube.com/watch?v=1IQajv9-9nQ> Piekielnie trudny utwór. Ale dam radę. Początek nawet łatwy. Uważałam na każdy palec. Nie chciałam się pomylić. Melodia stawała się coraz szybsza. Coraz więcej klawiszy musiałam uderzać. Chwila wytchnienia. I najcięższy kawałek. Wszystkie palce miałam w ruchu. Takie granie jest bardziej męczące niż bieganie. Koniec. Przypomniałam sobie, dlaczego nazywa się to walcem śmierci. Umrzeć można ze zmęczenia. Ale ja lubię się popisywać. Więc już wiedziałam co zagram jako kolejne. „Death waltz” to przy tym piosenka dla początkujących. „Descent Into Madness”.<http://www.youtube.com/watch?v=xUeeKZeGOz0> Ostatnia piosenka, której nauczyłam się grać. Jeszcze nigdy mi nie udało zagrać jej bezbłędnie. Ale do odważnych świat należy. Początek cichy i spokojny. Ale tej piosenki nie można oceniać po okładce. Tempo coraz bardziej przyspieszało. Coraz cięższe. Raz głośniej raz ciszej. Raz łatwo, a raz tak, że ledwo nadążałam uderzać w klawisze. Teraz znowu kawałek cichszy. Wolny i melancholijny. A już po chwili znowu melodia nabrała tempa. Żywa i straszna. Najcięższy kawałek. I koniec. Cicha przygrywka. Odsunęłam się od fortepianu. Starałam się złapać oddech. Rozległy się brawa. Nie tylko Jenny, Jacka i Jima. W przejściu stało kilkanaście osób, których nawet nie znałam. Wstałam i ukłoniłam się. Ludzie się porozchodzili. A ja nie wiedziałam co powiedzieć. No aż tak pięknie chyba nie było.

-Wow!-po chwili odpowiedział Jack.

-Cudowne!-komentowała Jenn- Gdzie ty się tak pięknie nauczyłaś grać?

-Jak byłam mała, to babcia mnie uczyła. A nuty od tych piosenek w moje ręce wpadły przez przypadek. I oto cała historia -dodałam na zakończenie.

-Wszystko ładnie, pięknie, ale my ciągle nie wiemy co tutaj pisze.-powiedział Jack, machając mi przed oczami świstkiem papieru.

Gdzie mu się tak śpieszyło? Ale miał rację. Trzeba działać. Wzięłam do ręki słownik. Pełno ich tutaj było. Ale po dłuższych poszukiwaniach wiedziałam jedno.

-To nie jest po hiszpańsku.

-No to po francusku spróbuj -stwierdził Jim.

Tylko był mały problem. Tutaj nie było takiego słownika. Chyba nie. Zaczęłam wykładać wszystkie książki po kolei. W końcu znalazłam. Poukładałam księgi na swoje miejsca i zatopiłam się w lekturze. „Dans les mots des numéros sont cachés, et dans les faits cachés. Seulement ce sera lu qui ressemble coeur, pas l'œil.” Każdy wyraz po kolei. W końcu dojdę do tego, o co w tym chodzi.Jim miał łatwiej, on znał podstawy włoskiego. A ja francuskiego nawet nie słyszałam. Ale cóż. Dans les mots znaczyło w słowach, a des numéros sont cachés numery ukryte. Et dans les faits cachés i ukryte fakty. Seulement ce sera lu qui ressemble coeur, pas l'œil będzie tylko do odczytu, który przypomina serce, a nie oczami. Trochę to dziwnie brzmi.

-W słowach numery ukryte i ukryte fakty. Będzie tylko do odczytu, który przypomina serce, a nie oczami -powiedziałam ze zrezygnowaniem- Trzeba to trochę przerobić. Tylko jak?

-Mam pewien pomysł...-powiedział tajemniczo Jack- Trzeba cię posadzić przy oknie, może ptaki coś ci powiedzą.

-Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne -odpowiedziałam mu z przekąsem.

-No cóż, próbowaliśmy -pocieszał nas Jim.

Nie, ja się nigdy nie poddaję. Usiadłam po turecku na sofie. Musiałam się skupić. W słowach numery ukryte i ukryte fakty. Nie w stylu poprzednich zagadek. Rymowały się, chociaż nie zawsze były w nich rymy. Hmmm... Tam na pewno nie będzie ukryte. Bo dwa razy by się nie powtarzało.

-Jim, jakie są synonimy do słowa ukryte?-spytałam się doktorka.

-Schowane, zatajone, sekretne, niewidoczne.-odparł.

W słowach numery ukryte i schowane fakty? Nie, to głupio brzmiało. W słowach numery ukryte i zatajone fakty. Lepiej. Ale fakty są zatajone w słowach czy w numerach? Chyba w numerach. W słowach numery ukryte, a w nich zatajone fakty. Coraz lepiej. A może w słowach numery są ukryte, a w nich fakty zatajone. Nie, sylaby się nie zgadzają teraz. Chyba, że bym numery na cyfry zamieniła... Zgadza się, po osiem. I od razu lepiej brzmi.

-W słowach cyfry są ukryte, a w nich fakty zatajone.-zarecytowałam.

Zdziwione miny moich przyjaciół mówiły same za siebie.

-Myślisz podobnie jak autor tych wierszyków -skomentował to Jack.

Bezwiednie zerknęłam na kamerę i uśmiechnęłam się. Jak to dalej leciało...? Będzie tylko do odczytu, który przypomina serce, a nie oczami. Tam na pewno nie będzie przypomina. Sercem, a nie oczami... patrzeć sercem, a nie oczami. Będzie tylko do odczytu. Czyli, że przeczyta to tylko ta osoba, która patrzy sercem, a nie oczami.

-Przeczyta to tylko ta osoba, która patrzy sercem, a nie oczami -powiedziałam ale od razu się poprawiłam- Tylko ten to przeczyta, kto patrzy sercem, a nie oczami.

-Rozczyta lepiej by brzmiało, nie?-zaproponował Jim.

Ma rację. O niebo lepiej.

-W słowach cyfry są ukryte, a w nich fakty zatajone. Tylko ten je rozczyta, kto patrzy sercem, a nie okiem -powtórzyła wszystko Jenn- O co w tym chodzi? W jakich słowach?

I tutaj kolejny problem. W jakich słowach? Tytuł piosenki, albumu, a może... 

~~***~~

HEJ WSZYSTKIM XD

Długo mnie nie było, wiem. I za to was serdecznie przepraszam :)

I ten właśnie rozdział chciałabym zadedykować wszystkim tym, którzy mimo mojej długiej nieobecności zaglądali tutaj xD  I tym osobom, którym obiecałam dedykację, czyli 

Milli - za te bezcenne rozmowy na gg :D

Marysi Małgosi - również za wspaniałe gadanie na gg i za rozwalanie mnie tekstami xD  w sumie, to chyba jeden z nich tu napiszę xD

                             Amy Berry - "Nazwałabyś swoje dziecko Mercedes?
                                                 XD
                                                 Bo ja nie :D"

                             Marysia - "Mercedes, jedziemy"


                  i ten tu oto dialog mnie rozwalił <nie wiem jak was, piszcie w komentarzach xD>  chyba z pół                      godziny dusiłam się ze śmiechu xD A wracając do dedykacji...

Oktawii - za to, że ci obiecałam :P   i za wiele innych... xD

mojej koleżance <jak to przeczytasz, będziesz wiedziała, że o ciebie chodzi i dlaczego masz tą dedykację, bo ci mówiłam, jak byłam u ciebie w sobotę bodajże>

i dla wszystkich którzy komentują tego bloga, zaglądają tu w w ogóle... JESTEŚCIE WIELCY XD


Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście za tak długą nieobecność xD   Po prostu mało czasu, dużo obowiązków i wyjazdów :D    

A teraz informacja dla osób <którym się nie chce czytać prologu, gdzie to napisałam>   TO OPOWIADANIE TO JEST FANFICTION 
to znaczy, że bohaterów i wydarzenia biorę z czegoś, w moim przypadku Dom Zagadek < na facebooku The Panic Room Outrage>  ale to nie znaczy, że wszystko będzie idealnie tak, jak w tej grze. Dodałam <i dodam> bohaterów, zmienię nieco fabułę <czyt. dosyć dużo zmienię fabułę> i nie piszcie mi już, że nie wszystkie wydarzenia zgadzają się z oryginałem, bo tak nie będzie. Pisanie tego samego według mnie nie ma sensu. A fanfiction na tym polega, żeby bohaterom po swojemu pozmieniać losy. Mam nadzieję, że teraz zrozumieliście :D

I taka ciekawostka, nie musicie do mnie zwracać się pełnym tytułem Amy Berry bo na to szkoda czasu. Starczy samo Amy xD   I takie krótkie fajne :D  

hmmm... i co by tu jeszcze... Dobra, zanudzę was tymi informacjami xD  Na dziś starczy :D

Pozdrawiam i do yyy... napisania xD

Amy Berry





niedziela, 20 kwietnia 2014

Życzenia Wielkanocne :D

Wesołego zająca, co śmieje się bez końca. Szczerbatego barana, co beczy od rana. Radości bez liku, pisanek w koszyku. I wielkiego lania w Dniu Mokrego Ubrania



Złociutkich kaczuszek, jajeczek dzbanuszek, słodziutkich baranków, słonecznych poranków, wiosennej euforii, a w brzuszku świątecznych kalorii. Życzy Amy Berry :D


Znalazłam jeszcze jedne życzenia i po prostu nie mogę ich nie wstawić <3

Pisanych jojecek, wirzbowych bazicek, kiełbasy święconej, dużo krzanu do niej, baby polukrzonej, kukielki pieconej, Zmartwychwstanio w dusy i Wiesny… po usy!


A więc wszystkiego najlepszego! :D



I na sam koniec... Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam. Nie mam zastojów weny, ale strasznie mało czasu :(  Następny rozdział dopiero w piątek. 



Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i wesołego Alleluja! :D

Amy Berry

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział IX - "Zagadka z przeszłości"

-To pismo runiczne. Trzeba tylko je przeczytać w lustrze -poinformowałam wszystkich.

Jenny się uśmiechnęła. Moja koleżanka nie była jedyną, która umiała to dziwne i nikomu nie potrzebne pismo? Znaczy się teraz potrzebne. Ale po co one się tego uczą. Jenn też chce w przyszłości zostać grafologiem? Ach ten świat...

-Tam pisze „Wszystko wszędzie zawsze będzie, lecz raz się tak stanie, że tam gdzie wolność największa, pojawi się i zostanie”

-Znowu zagadka?!-spytał zmęczony już Jack.

-To jest akurat proste, kolejny przedmiot jest tam gdzie wolność jest największa, braciszku -odpowiedział Jim.

-Czyli gdzie?-ciągle dopytywał brata.

-A gdzie wolność jest największa, co?-odpowiedział mu pytaniem.

-Z daleka od tego przeklętego domu -odpowiedział Jack.

Nagle mnie oświeciło. Bo niby gdzie jesteśmy bliżej wolności jak nie przy drzwiach wejściowych? Tylko był mały problem. Tutaj pomieszczenia były otwarte od pewnego poziomu wolności. Który muszę mieć, żeby się tam dostać? Dzisiaj na pewno tam nie poszukamy. Ale mogę też się mylić. Wolność może być tam, gdzie kamera nie sięgnie, albo przy oknie, bo stamtąd widać wolny świat.

-Musimy poczekać -powiedziałam.

Nie wiedzieli o co mi chodzi. Fakt, wyraziłam się trochę nie jasno.

-Na razie nie możemy szukać wskazówki. Trzeba być cierpliwym. Co nagle to po diable. Mam pewien pomysł, jak to rozwiązać, ale jeszcze nie teraz. Rozumiecie?-spytałam.

Pokiwali potakująco głowami. Nagle zegar zaczął wybijać dwudziestą. Nie wierzyłam, że jest już tak późno. Cały dzień spędziliśmy na kombinowaniu.

-Idę się przespać. Dobranoc!-rzuciłam na odchodne.

-Dobranoc!-odpowiedzieli chórkiem.

Wyszłam z pokoju. Ciągle nie dawały spokoju mi te zagadki. O co w nich chodzi? Kto je napisał? I czy... Uśmiechnęłam się diabolicznie. A jednak cierpliwość naprawdę pomaga. Takiego genialnego pomysłu to już długo nie miałam... Jak się uda to się dowiemy kto to pisze. Teraz tylko niech ta osoba działa. Albo siedzi w miejscu. Od tego w końcu zależy wiele. Wszystko... Weszłam do pokoju i od razu wzięłam pamiętnik. Nie, lepiej nie pisać. Nie mogę przelewać swoich podejrzeń na kartkę, bo wszystko tu ma oczy. Nie wiem o tym domu nic, a on o mnie i o moich pomysłach też nie musi za wiele wiedzieć. Usłyszałam jakieś ciche szuranie. Na środek pokoju wyszła myszka. Taka malutka, a zawsze przyciągała moją uwagę. Jestem ciekawa, czy mysz idzie wytresować? Otworzyłam kufer z nadzieją, że znajdę tam jakieś okruchy. Ale niestety nic tam nie było. I czym ja mam ją karmić? Może Jenny ma coś w kuchni. Owies, pszenicę, cokolwiek. Tymczasem myszka znów zniknęła za automatem. Miała tam swoją kryjówkę. Spojrzałam na wisiorek. Już połowa. Może jak zagram jutro, to będzie kolejny? Ciągle czekałam na to, kiedy otworzy kolejne pomieszczenie. To, na którym tak mi zależało... Zgasiłam lampkę. Oczy same mi się zamykały. Zdjęłam bluzę i wpakowałam się do łóżka. Jestem ciekawa, czy w tym domu są jakieś ubrania, bo to moje wygląda, jakbym całą noc na wojnie w okopach spędziła. Szara wysłużona bluza z kapturem, biała bluzka i czarne, dresowe spodnie. Do tego trampki i włosy związane w kitek. Jak oni się ze mną zaprzyjaźnili? Przecież ja wyglądam jak dres z biednego osiedla. No ale ja nie przykładałam większej uwagi do wyglądu. Bo przecież nie wygląd się liczy, ale to co się ma w środku. Poza tym nie miałam czasu na strojenie się. Wstawałam o siódmej, potem do szkoły, szybko lekcje i ze znajomymi na „przygodę”. Tak, te wypady do opuszczonego młyna, na stary dworzec kolejowy, albo te do lasu. Zawsze było co wspominać. Zdarzało się nawet, że nie wracałam do domu na noc. Wtedy zawsze spotykałam wściekłą siostrę, która zdążyła już iść na policję. Zresztą policjanci dobrze mnie znali. Na komendzie byłam nie raz. Ale nie za karę, tylko w odwiedzinach u mojego wujka, który był komendantem. Wiedział, że ja zawszę wrócę do domu i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Jestem ciekawa, czy mnie szukają. W końcu jestem już tu parę dni. Ale nie mają mnie znaleźć. Jeszcze nie. Ja i tak nie opuszczę tego domu, dopóki nie wyjaśnię tego, co tu się kiedyś wydarzyło. Myśli cały czas krążyły w mojej głowie, a ja po chwili odpłynęłam gdzieś daleko. W jedyne miejsce, gdzie moja wyobraźnia miała takie pole do popisu.

~~***~~

Obudziłam się wcześnie rano. W głowie ciągle mi huczało. Miałam dziwny sen. „Ciągle zadajesz się ze śmiercią... A co jeśli i po ciebie ona przyjdzie? Komu wtedy powiesz to co wiesz?” Tajemniczy głos. Czyżby śmierć? Nie wiem. Pamiętam jeszcze jakiegoś zamaskowanego kogoś. Ni to zjawę, ni człowieka. Wstałam z łóżka i ubrałam bluzę. Trzeba iść grać. Muszę odblokować ten pokój. Pobiegłam do piwnicy. Wzięłam kartkę i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Jacka śpiącego na podłodze. Głowę opierał o ścianę, a w ręce trzymał młotek. Chyba naprawiał półkę. Jestem ciekawa do której? Starałam się szukać wszystkiego, nie budząc go. Jednak był pewien problem. Bowiem stała za nim miotła. Jeśli by zniknęła, czekałoby go nieuchronne spotkanie z podłogą. Ale mimo to ją dotknęłam. Jack natychmiast się obudził. Podałam mu rękę i pomogłam wstać. Patrzył na mnie ze złością. No cóż, trzeba było szybciej iść spać. Próba się skończyła. Jack poszedł do kuchni, a ja weszłam jeszcze raz. I kolejny. Tak długo, aż płyn w aniołku zmienił kolor. Zabrałam paczuszki do mnie do pokoju. Zamknęłam oczy i chwyciłam za aniołka. Będzie, proszę, będzie...! Ale nie było. A nawet było miej niż wczoraj. Czyli, że... Tak, mam czwarty poziom. Jeszcze za niski? Nagle mnie oświeciło. Z początku miałam pióro. Dało mi punkty wolności. Dużo, bo przeszłam na następny poziom. Podeszłam do automatu. Po chwili poszukiwań znalazłam identyczne. Kosztowało siedem złotych pieniążków. A ja miałam dziesięć. Oszukujemy system? Wrzuciłam monety do automatu i otrzymałam pióro. Dotknęłam je.

-Dobrze kombinujesz Anabel. Ale czy zawsze będzie cię na to stać...?-przemówił „głos z głośnika”- Masz już piąty poziom. Otwieram dla ciebie korytarz. Ale pamiętaj. Z każdym poziomem jest trudniej. Nigdy o tym nie zapominaj...

Tego, że z każdym poziomem jest trudniej, to się domyśliłam. Hmmm... korytarz. Jeśli tam są drzwi... Ja głupia, na co jeszcze czekam? Od razu pobiegłam do kuchni. Nie myliłam się, wszyscy jedli śniadanie. Znaczy nie wszyscy, bo Jenn już dawno skończyła i zmywała brudne naczynia.

-Chodźcie!-krzyknęłam im na powitanie i od razu pobiegłam w stronę korytarza.

A więc to przez to pomieszczenie za każdym razem przechodziłam o ciemku! Wielkie drzwi. Zamknięte na dziesięć zamków. Okute blachą. Nawet taran by ich nie wyważył. Przybiegł Jim, a za nim Jack. Ale wciąż czekałam za Jenny, która przyszła dopiero po chwili.

-Pamiętacie zagadkę. Gdzie wolność może być większa, jak nie przy drzwiach, które nas od niej dzielą?-powiedziałam.

-No tak. Czyli kolejna wskazówka może być gdzieś przy nich -stwierdził doktor.

Jack od razu zaczął ostukiwać drzwi. Szczerze mówiąc, wyglądało to komicznie. Ale skutecznie.

-Mam!!! Tu jest jakaś skrytka! W ścianie koło drzwi!!!-krzyczał jakby wygrał milion dolarów- A tu jest wgłębienie, na takie coś. Ale nie aniołek.

Jenny podeszła i wyciągnęła z fartucha drewienko, które wczoraj znaleźliśmy. Włożyła je w szczelinę. Coś zgrzytnęło i otworzyła się taka mała kryjówka. Po prostu nie było tam jednej z cegieł. Kolejna kartka i nic więcej.

-In Mozarts Lieder finden, was Sie noch nicht wissen -przeczytałam.

-W Mozarta pieśni znajdziecie to, czego jeszcze nie wiecie -powtórzył za mną Jack- Miałem niemiecki w szkole.

Każda wskazówka w innym języku. Ktoś bardzo wykształcony musiał ją pisać... I dopiero teraz przypomniałam sobie o moim planie.

-I jak myślicie, kto to podkłada?-spytałam się ich, lecz znałam już odpowiedź.

-A skąd my mamy to wiedzieć?-odpowiedział mi pytaniem na pytanie Jack.

Oddarłam kawałek kartki, który niemalże pokruszył mi się w dłoniach.

-Stary papier -odparł Jim.

-Właśnie. Tego papieru już nie produkują. Moja babcia pisała na nim do mnie listy. Bardzo ładnie to wyglądało. Ale babcia miała ten papier sprzed wojny. Opowiedziała mi kiedyś historię, jak to dostała ten papier od dowódcy wojska, żeby zrobić mapę pobliskiego lasu. Ale mapę zrobiła na materiale, bo był trwalszy. Firmę zamknięto ponad sto lat temu, bo jej kartki po prostu rozpadały się od złego przechowywania. A skoro ta firma już nie istnieje to te kartki są też bardzo stare - wreszcie skończyłam.

-Czyli tego nie mógł napisać Lalkarz -odpowiedziała Jenny.

-I tu właśnie była cała ta pułapka. Nie mam żadnych wątpliwości, papier jak i dom są bardzo stare. Ale jakbyśmy porównali wiek kartki z wiekiem chociażby kuferka?

-On był o wiele starszy. To prawda -odparł doktor- Ale ty jeszcze na coś wpadłaś, nie?

-Oczywiście!-na mojej twarzy zagościł uśmiech- A więc skoro wczoraj znaleźliśmy kartkę, a dzisiaj dalszą część to znaczy, że...?

Oni tylko popatrzyli po sobie.

-Skoro Lalkarz widział co znaleźliśmy, to skoro nie mielibyśmy znaleźć kolejnej wskazówki, to przecież by ją zabrał. Wniosek. Lalkarz wie o tym, że je znaleźliśmy, czyli albo to on je pisał, albo ktoś inny, a on je po prostu wykorzystał. Ale raczej to pierwsze.

-Taa... Lalkarz wiedział komu dać klucz do tajemnicy -odparł Jack- Myślałaś kiedyś o zostaniu detektywem, pani Sherlock?

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. To chyba jakieś wyróżnienie. Ja i Sherlock. Dobre... Chociaż kombinowanie to faktycznie nasze wspólne cechy. Ach życie, życie. Ile jeszcze Sherlockowania mnie czeka w tym domu?

-Jak była ta wskazówka?-spytałam.

-In Mozarts Lieder finden, was Sie noch nicht wissen -powiedział Jack z niemieckim akcentem.

I znowu wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Takiego wesołego nastroju to już długo tu nie było. Ale jeśli chodzi o zagadkę, banalna. Jim też ją chyba rozwiązał. Wszyscy skierowaliśmy się do salonu. Doktorek od razu podszedł do szafki z płytami. Wykładał wszystkie po kolei. Aż w końcu znalazł. Wyłożył płytę do której była przyczepiona kolejna kartka. Nie ma przedmiotu? Dokładniej przyjrzałam się pudełku, a oni w tym samym czasie śmiali się z kolejnego żartu Jacka. Tam coś było. Oddarłam kawałek pudełka. Było podwójne. A w środku był sztylet. Zakrwawiony sztylet...

-Ej, słuchajcie. Wolelibyście pewnie tego nie wiedzieć, ale mamy kolejną poszlakę -powiedziałam pokazując im nóż.

Od razu zrzedły im miny.

-Myślisz, że to...?-mówił Jim, ale bezceremonialnie mu przerwałam.

~~***~~

HEJ WSZYSTKIM :D

A więc tak. Ten rozdział dedykuję Grzywce, znanej także jako Because I'm Happy. 

I w sumie to nie mam chyba nic więcej do napisania... KOMENTUJCIE !!!

Pozdrawiam <3

Amy Berry 

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział VIII - "Wrony"

Może i racja? Ale ja nie potrafię. Za dużo myśli kłębi mi się w głowie. Ile ja bym dała, żeby jakoś się uspokoić, żeby w końcu przestać?! Uspokój się... uspokój się do jasnej cholery!!! Czemu ja myślę o sobie jakbym nie była sobą? A może...Ehh... Podeszłam do okna i wyjrzałam za nie. Bezwiednie patrzyłam na ptaki przelatujące przed oknem, jak myśli przed moimi oczami. Tak, teraz wiem, że moja siostra miała rację. Mam fantazję bujną jak dwuletnie dziecko. Tyle, że ja w niej nie widzę bohaterów z bajek. Ja widzę bohaterów mojego życia. Tych, których znam i tych, których wolałabym nie. Wszystkie możliwe scenariusze tworzą się za każdym razem. Nagle jeden z ptaków wylądował na parapecie. Popatrzył się na mnie tymi swoimi czarnymi oczkami. Po chwili przyleciał drugi. Ledwo co wylądował, skubnął tego pierwszego w brzuch. Ale on zachowywał spokój. Więc powtórzył swój czyn. Tym razem ptaszek nie wytrzymał i rzucił się na niego. Oba ptaki odfrunęły, goniąc się po niebie. Czemu ten ptak tak się zdenerwował? Przecież ten mały tylko się wydurniał. A on ze złością. Z takimi emocjami, że nawet nie wierzyłam, że ktokolwiek, albo cokolwiek tak potrafi. Ja w ogóle nie rozumiałam tych nagłych wybuchów złości. Nawet, gdy sama je miewałam. Ale u innych to zawsze wygląda inaczej. Jedni nagle się rozpłakują, inni rzucają się z pięściami. Zabawne ile człowiek potrafi skryć w sobie emocji...?

-W tym domu wiele się wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło. Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam powie o zaginionym świecie...-powtarzał melancholijnie Jim.

-Mam Jim. Wiem o co chodzi w tym początku!!!-krzyknęłam, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-A niby skąd?!-wtrącił się Jack.

-Może się zdziwisz, ale powiedziały mi ptaki -odpowiedziałam mu, sprawiając, że jego zdziwienie osiągnęło poziom maksymalny.

-No to słucham, co ci te latające zwierzątka też naopowiadały!-zażartował Jim.

-Od początku tak? Na parapecie wylądował ptak. Zwykła, czarna wrona. Wtedy podleciał mały ptaszek, wskazówka dla ornitologów, mała wrona, kolor szary, mniejsza od pierwszego -powiedziałam, uprzedzając ciekawskie pytania Jacka- A więc ta mała ptaszyna skubnęła tego drugiego. Za pierwszym razem nic sobie z tego nie zrobił, ale za drugim, rzucił się na małego i oba ptaki odleciały, goniąc się po niebie.

-Ładna bajeczka -skwitował to Jack z irytacją w głosie.

-Powiedzmy, że nie wyczułam sarkazmu w twoim głosie. „W tym domu wiele się wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło.” Pomyślcie trochę...

-W tym domu coś się wydarzyło, tak?-nagle do rozmowy włączył się Jim- A więc ci, którzy to pamiętają, ciągle chowają w sobie emocje!!!

Wyglądał jakby wymyślił perpetum mobile. Tylko czemu ja się tak nie czułam? Czemu znowu spodziewałam się skomplikowanego, prostego stwierdzenia, które zburzy mój tok myślenia? Może dlatego, że tak jest zawsze. Gdy już się wpadnie na jakiś trop, zawsze pojawiają się kolejne. Sprzeczne z tymi, które już są, albo po prostu nierealne. Taka cecha rozwiązywania spraw z przeszłości. Dowiadujemy się wszystkiego, ale nic się nie chce zgadzać. Mimo, iż jesteśmy przekonani o swojej racji, zawsze znajdzie się coś, co wszystko zmieni.

-Ale czemu w jednym się skryło?-spytała milcząca jak dotąd Jenny, szczególnie akcentując słowa „w jednym”.

Po prostu wiedziałam, że tak będzie. Tak jest zawsze. Banalne pytanie, banalny szczegół! A ja go nie zauważyłam. Ale teraz gdy już wiem, że jest, chciałabym, żeby go nie było. W jednym. Czyli chodzi o jakiegoś chłopaka, bo jeśli chodziło by o kobietę, to byłoby „w jednej”. Ale może to tylko taka zmyłka? Żebyśmy znowu pobłądzili w naszych myślach? Ale skoro w jednym, nie ważne nawet w jakiej osobie mówione, to znaczy że...

-Bo przeżył tylko jeden...-powiedziałam kierując mój wzrok na podłogę.

Wszyscy milczeli. A ja znowu wyjrzałam przez okno. Skoro zwierzęta podpowiedziały mi pierwszą część zagadki, to może z drugą też sobie poradzą?„Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam powie o zaginionym świecie...” Czyli jak znajdziemy jakiś przedmiot, to dowiemy się o zaginionym świecie? Czyli o jakim? Patrzyłam przez okno, ale tym razem nie mogłam znaleźć żadnego ptaka. Co one, poumierały czy co?! I zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą pomyślałam.

-Wiecie, że te ptaki są genialne? Wpatrujcie się w okno -dodałam, widząc zdezorientowane miny moich przyjaciół.

-Ale przecież tam nic nie ma!-stwierdziła Jenny.

-I słusznie -odpowiedziałam jej.

-Przed chwilą było ich od cholery, a teraz co one, poumierały?-powiedział nieco sfrustrowany Jack.

-Pomyślałam dokładnie tak samo. Czyżby zaginęły, drogi doktorze?-dopowiedziałam, poprzedzając wywody psychologiczne Jima.

-No tak...-odparł nieco zbity z tropu- Ale ciągle nie wiemy gdzie szukać następnego przedmiotu.

-Ano nie wiemy -odpowiedziała zrezygnowana Jenny.

To znalezisko samo w sobie było odpowiedzią. Mamy szukać tam, gdzie jeszcze nie szukaliśmy. Po prostu. Skoro ktoś to schował, licząc na to, że ktoś to odnajdzie, następne też muszą gdzieś być. Ale czy nie zależało by temu „komuś”, żeby znajdował wskazówki po kolei, a nie jak popadnie. Podeszłam do stolika i wzięłam z niego opancerzone pudełeczko. Ono musi skrywać jeszcze jakąś tajemnice. Nagle poczułam, jakby moje palce przejechały po jakiś dziurkach. Na pudełku były jakieś znaki. Nie wyglądały na litery, nawet nie na hieroglify. Bez czekania na czyjąkolwiek reakcję pobiegłam do pokoju. Wzięłam leżące na biurku pióro i podbiegłam do skrzynki. Ręce mi się trzęsły, z trudem podniosłam wieko. Wzięłam dwie kartki. I wybiegłam z pokoju szybciej niż do niego wbiegłam. Wróciłam do kuchni i położyłam rzeczy na stoliku.

-Jack, masz jakąś szmatkę? Kilka szmatek?-spytałam się Jacka.

-Mam -odpowiedział, ciesząc się, że trochę poeksperymentujemy.

Starałam się uspokoić oddech. Ręce drżały mi jak listki osiki na wietrze. Raz...dwa...trzy... i gdzie jest to opanowanie? Nagle wrócił Jack.

-Wiesz, że mówiąc kilka miałam na myśli kilka, a nie kilkaset?-powiedziałam na jego widok z dwiema wielkimi torbami szmat.

A było ich pełno. Do wyboru do koloru. Wzięłam jedną długą i jedną małą. Tą drugą odłożyłam na stolik. A z tej pierwszej próbowałam zrobić prowizoryczną rękawiczkę. Umiałam zawijać bandaże, więc i to mi się uda. Nie wyglądała może pięknie, nawet palców nie zakrywała, ale zawsze coś. Dałam pudełeczko Jimowi, podobnie jak pióro i kartki. Położyłam na stół kilka warstw grubych cerat, które jakimś cudem znalazły się w kolekcji Jacka. Postawiłam pudełeczko przed sobą. Kartkę położyłam obok, a pióro chwyciłam w ręce. Miało ono złotą obręcz. Przekręciłam je w tym miejscu i otworzyło się. Wyjęłam wkład i ostrożnie je przedziurawiłam. Polałam te znaki tak, że tusz został w zagłębieniach, a resztę ostrożnie wytarłam. Przyłożyłam papier i z całej siły przycisnęłam. Poczekałam chwilę, aż wyschnie i spojrzałam na kartkę. Dziwne znaki. Bardzo dziwne. Jakieś kreski, może to jakiś szyfr. Alfabet z kresek. O co w tym chodzi. Nagle moją uwagę przykuło odbicie tej kartki w dzbanku. Nie wiem, czemu tylko ja mam dzisiaj takie przebłyski inteligencji. To było pismo runiczne! Tylko był pewien mały problem. Nigdy w życiu nie tłumaczyłam takiego pisma. Interesowała się tym moja koleżanka, więc ten alfabet potrafiłam rozpoznać. Niestety, nie uczyła mnie tego, więc ja po prostu tego nie wiem.

~~***~~

Hej wszystkim :D

A więc tak. Nie wiem czemu, ale pod ostatnim rozdziałem nie było prawie wcale komentarzy :(  Nie zdziwiłoby mnie to <moje wypociny nie są warte komentowania> ale kiedyś było ich dużo więcej. A więc komentujcie xD

Ten rozdział dedykuję moim koleżankom z klasy, za to, że o istnieniu tego bloga dowiedziałyście się przez czysty przypadek xD

Do wtorku :D  Pozdrowionka =>

Amy Berry

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział VII - "Angel è la chiave del mistero"

Staliśmy w milczeniu. I kolejne myśli zaczęły krążyć mi po głowie. O co poszło? Kto go zabił? I czy w ogóle zabił, czy to tylko nasze domysły? Ile ja bym dała, żeby chociaż na chwilę wyłączyć myślenie... O co w tym wszystkim chodzi? Naprawdę nic już z tego nie rozumiem...ale jak nie zrozumiem, to te przeklęte myśli nie dadzą mi spokoju! Tylko co ja mogę? Co ja mogę zrobić? Po pierwsze to uspokoić. A po drugie nie poddawać się! Po prostu grać. I dokładniej szukać. A nuż znajdę coś przydatnego? Dzisiaj jeszcze nie grałam. A więc na co ja do jasnej cholery czekam?! Na lepszą pogodę?!

-Idę grać. I wam też radzę. Siedząc z założonymi rękoma, niczego się nie dowiemy.

Wyszłam z pokoju. Poszłam do piwnicy. Wzięłam kartkę, lekko ją gniotąc. Weszłam. Spojrzałam na ten przeklęty świstek papieru. Wałek do ciasta, butelka wina, samochód, pomarańcza, miotła, czajnik, młotek. I mysz. Sztuczna? Poszukałam wszystkie przedmioty z listy. Prawie. Oprócz miotły. Widziałam ją, ale miałam pewien pomysł. Koło drzwi jest zegar odliczający czas do końca próby. Jeszcze prawie pięć minut. Podbiegłam do regału. Zdjęłam wszystkie pudełka. Wsunęłam rękę w każdą szczelinę. Ustawiłam kartony z powrotem, wcześniej jednak przeszukując je. A zegar pokazywał jeszcze minutę do końca. Dotknęłam miotły. Czas za szybko ucieka. Przeszukiwanie pokoi w takim tempie zajmie mi wieczność. W sumie to nie wiem czego szukałam. Czegokolwiek. Jakiejś wskazówki. Wzięłam kolejną kartkę. Weszłam. No nie... On naprawdę wszystko musi komplikować. Było ciemno. Ledwo co widziałam czubek swojego nosa. Masakra. Chciałam wyjść. Na klamce wisiała na jakimś sznurku latarka. Włączyłam ją. Nie dawała może jakiegoś dużego strumienia światła. Więc o przeszukiwaniu całego pokoju nie było nawet mowy. Chochla, rękawiczki, żelazko, pomarańcza, drewno, czajnik, młotek, butelka wina. Gdzie to wszystko jest?! Dobra, żelazko wisi pod sufitem. A czajnik jest za piecem. Butelka wina...już ją gdzieś widziałam. Pomarańcza jest na wadze. A wino zaraz koło niej. Drewno leżało przede mną, na ziemi. Młotek wisi na tablicy na narzędzia. Rękawiczki leżały w skrzynce. Ale chochli ciągle nie mogłam znaleźć. Rozglądałam się już chyba wszędzie. Czemu on mi to robi? Skierowałam latarkę w stronę kamery. Chochla była o nią zahaczona. Podeszłam do niej i dotknęłam Spojrzałam się na kamerę. Uśmiechnęłam się. Sama nie wiem czemu. Tak po prostu. Wyszłam z pomieszczenia. Nie wiedziałam, co mam teraz robić. Grać jeszcze raz? Muszę. Przecież się nie poddam. Wróciłam. Cienie. Jak ja je lubiłam. Młotek leżał pod piecem, a miotła opierała się o ścianę. Zapałki leżały w skrzyni. Piłka była koło stołka, a arbuz w koszyku na szafie. Pomarańcza była położona na półce na wino. Zniknęła, a w miejscu gdzie stała coś błysnęło. Włożyłam tam rękę. Kuferek? Wyjęłam go. Cały opleciony pajęczynami. Stary. Bardzo stary. Zmurszałe drewno niemalże kruszyło się w dłoniach. A pod nim żelazo. Opancerzony kufer? Musiał zawierać jakąś bardzo cenną dla kogoś zawartość. Gdyby Jack o nim wiedział, już dawno by go otworzył. Trzeba znaleźć resztę przedmiotów. Biegałam jak szalona, cały czas kurczowo trzymając szkatułkę. Wreszcie koniec! Wybiegłam z pokoju i od razu skierowałam się do salonu, skąd słyszałam rozmowy. Otworzyłam drzwi, które hukiem przywitały Jima, Jacka i Jenny. Pokazałam im znalezisko. Jim przyglądał mu się uważnie, a Jack co chwilę zaglądał mu przez ramię.

-Co to jest?-spytałam się doktora, z nadzieją, że będzie wiedział.

-Trzeba to otworzyć!-wyrwał się Jack- A ja wiem jak! Zaraz wracam!

Wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami jeszcze mocniej ode mnie. One kiedyś wypadną z zawiasów, albo się połamią. Tak jak mój skarb. Jestem ciekawa co jest w środku. Jack wbiegł do pokoju szybciej niż wybiegł. Miał ze sobą skrzynkę z narzędziami. Wyjął jakiś drucik i zaczął majstrować przy zamku. Po kilku próbach w końcu mu się udało. Ale nie otworzył. Co on, napięcie robi?!

-Chodź otworzyć Anabel. W końcu to ty to znalazłaś!-krzyknął i podał mi kuferek.

Chwyciłam go ostrożnie i uniosłam wieczko. W środku był jeszcze jeden a'la kuferek. Zamknięte prostokątne pudełeczko. Jim zajął się tłumaczeniem słów na kartce. "Angel è la chiave del mistero." Po włosku. Doktor podszedł do półki i wziął z niej grubą księgę. Słownik. Przerzucał kartki i robił coraz bardziej tajemniczą minę.

-Anioł jest kluczem do tajemnicy. Tak tu jest napisane -powiedział Jim.

-Anioł jest kluczem do tajemnicy?-poprawił po bratu Jack, zamieniając to jednak na pytanie- O co chodzi?

-Widział ktoś może jakiś obraz anioła? Albo figurkę?-spytała Jenn- A może tylko anioł może to otworzyć?

-Możliwe.-odpowiedział Jim, a Jack spojrzał się na niego jak na wariata- Zależy jak na popatrzymy. Z jednej strony właściciel tej szkatułki mógł nazywać tak kogoś i tylko ten ktoś wiedziałby jak to otworzyć. A z drugiej strony może po prostu wskazówka związana jest z aniołem, bądź schowana za jakimś obrazem lub czymś innym.

Anioł, anioł, anioł. Myślałam tylko o tym. Nagle Jenny chyba oświeciło.

-A czy to może być marionetka anioła?-spytała Jenn, patrząc na mnie.

Wiedziałam już o co jej chodzi.

-Bardzo prawdopodobne -odparł nieco zbity z tropu Jim- Zwłaszcza jeśli właścicielem owego kuferka jest Lalkarz. Masz jakiś pomysł?

-Nie ja. Anabel -odpowiedziała, a wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

Wyjęłam spod bluzy wisiorek. Chłopacy patrzeli na przemian na niego i na mnie. Zdziwieni. A nawet zszokowani. Chwyciłam pudełko. Obejrzałam je dokładnie. Z tyłu było wgłębienie. Zdjęłam aniołka i włożyłam w szczelinę. Coś zgrzytnęło i pudełko się otworzyło. W środku leżała jakaś kartka. A na niej coś było napisane. Bardzo pięknie. "In questa casa, sono successe molte cose, e tutto in uno è nascosto. Un altro elemento che si può trovare, la verità vi racconterà un mondo perduto...."

-Czy to jest pismo Lalkarza?-spytała Jenny.

Jack wyjął z kieszeni od spodni jakąś kartkę. Napisane było na niej "znajdź kasetę". Byle jak.

-Myślisz Jenn, że to jest podobne?-Jim odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Bardzo -powiedziałam za nią.

Ja też miałam tą kartkę przy sobie. W kieszeni od bluzy. Wyjęłam ją. Było napisane identycznie jak na kartce w pudełku. Doktor aż chwycił się za głowę.

-O co tu chodzi?-spytał sam siebie, biorąc do ręki słownik.

I znów zatopił się w lekturze. Z każdym przetłumaczonym słowem robił coraz bardziej zdziwioną minę. Aż w końcu odłożył księgę.

-"W tym domu wiele się wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło. Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam powie o zaginionym świecie..."-wyszeptał.

I znowu wszyscy spojrzeli się na mnie. Jakby mnie widzieli pierwszy raz w życiu. Podniosłam kartkę. Jak ja mam cokolwiek z tego zrozumieć, kiedy nie potrafię nawet spokojnie pomyśleć? W pudełeczku było małe drewienko. O jakimś dziwnym kształcie.

-Ja już naprawdę nie wiem o co chodzi... Przecież ta szkatułka była za stara, żeby Lalkarz mógł ją otworzyć i coś w niej schować. A kartkę napisać mógł prawdziwy właściciel tej szkatułki. A to, że Lalkarz pisze podobnie, to może czysty przypadek. A może znał tego właściciela, bądź właścicielkę i może, z jakiś nie znanych mi bliżej powodów, pożyczył sobie styl pisma. A to, że dał ci ten wisiorek, tego nie wyjaśnimy. Aczkolwiek jest to do niego niepodobne. Ale na pewno o istnieniu szkatułki wiedział. Sam ją tam schował, dlatego jest taka pokruszona. Stała gdzie indziej, zestarzała się, a od przenoszenia zmurszałe drewno się połamało.-Jim wreszcie skończył swoją naukową przemowę.

-Skoro Lalkarz ją schował, to musiała mieć dla niego jakąś szczególną wartość, tak?-musiałam odpowiedzieć swoją przemową- Więc albo ta szkatułka była jego, albo kogoś, kogo dobrze znał. Ale z Jimem doszliśmy do wniosku, że miał młodszego brata, który zmarł, albo został zabity. Nie wiemy co się stało z resztą rodziny, więc może to pamiątka po nich? Może na przykład była to szkatułka mamy, albo siostry, albo ojca? I...-teraz do głowy wpadła mi straszliwa myśl- A jeśli tą osobę też zabito, Jim?

-Możliwe. A znalazłszy tą szkatułkę... może o to chodzi?-wywnioskował Jim.

-Tutaj coś musiało się wydarzyć -wtrącił się do dyskusji Jack.

-O ile mi wiadomo, twoja grupa zajmuje się uciekaniem z domu, a nie zajmowaniem się jego historią i tego typu rzeczami -stwierdził doktor.

-Ale jak się coś wie, to chyba nikomu to na złe nie wyjdzie, nie?-odpyskował bratu Jack.

I znowu zaczną się kłócić. Spojrzałam na nich znacząco. Umilkli. Bo teraz naprawdę tylko kłótni by nam do pełnego szczęścia brakowało.

-A mi się wydaje, że on dał ci Anabel ten wisiorek, bo wiedział, że tylko ty będziesz w stanie zrozumieć o co chodzi?-spytała Jenn.

~~***~~

Hej wszystkim :D 

Ten rozdział dedykuję Nancy, już ona wie za co <3

I jak wam się podoba wygląd bloga? Według mnie ładniejszy niż poprzedni, a według was?

Pozdrawiam :D

Amy Berry