W
sumie, to innego wyjścia nie mamy. Albo walczymy...albo umieramy.
-Idę
grać – powiedziałam od niechcenia.
Nie
czekałam na ich reakcję, tylko wyszłam. Gdzie by tu zagrać? Może
kino? Od razu się tam skierowałam. Wzięłam kartkę. Powoli
otworzyłam drzwi. Noc... Gdybym miała tu skrytkę odblokowaną, to
idę o zakład, że to właśnie ona by była. Co on, uwziął się?!
Chwyciłam latarkę i zaczęłam szukać. Może i nie jest aż tak
źle, ale szukanie piętnastu przedmiotów o ciemku, przy pomocy
małej, ledwo działającej latarki, jest nieco irytujące. Po próbie
poszłam do pokoju. Pochowałam puzzle i inne przedmioty. I odruchowo
spojrzałam się na plan domu. Zaraz, zaraz... Albo mam zwidy, albo
otworzył się kolejny pokój? Spojrzałam na aniołka. Tak, to
bardzo prawdopodobne, gdyż właśnie doszłam do następnego
poziomu. A skoro mamy nowy pokój... Od razu pobiegłam go szukać. I
chyba nawet wiedziałam, gdzie on może być. Gdy w końcu doszłam,
stanęłam przed drzwiami. Miałam pewne obawy... Czemu on nie
powiedział? Wiem, wszyscy go ignorujemy, ale on mógłby łaskawie
poinformować. Ale ja w tym doszukiwałam się podstępu. Mimo to,
wzięłam kartkę i ostrożnie otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazała
się wielka sypialnia. Olbrzymia sypialnia. Ale przedmioty
naprawdę... Masakra. Ale znalezienie ich nie zajęło mi tyle czasu,
ile myślałam, że zajmie. Nawet nie było tak źle. Ale coś mnie w
tym pokoju intrygowało. Może spytam się Ryana? W sumie, jak on nie
będzie wiedział, to nikt inny nie będzie. Pobiegłam na strych. A
on ciągle znęcał się nad tym samym przedmiotem, który miał
rano. Korzystając z tego, że był tak skupiony nad nim i mnie nie
zauważył, stałam i w milczeniu mu się przyglądałam. Podniósł
go nieco wyżej. Pilot. Z takim wielkim, czerwonym guzikiem. Chwycił
śrubokręt i zaczął go rozkręcać. Trwało to i trwało.
-Nie
wiem, kto to skonstruował, ale jak bym... - wyszeptał, po czym
głośno westchnął.
-Takie
skomplikowane? - spytałam się ironicznie.
Poskoczył
w miejscu i spojrzał się na mnie, chyba próbując mnie zabić
wzrokiem.
-Co
to jest? - tym razem zapytałam z ciekawości.
-To
co widzisz – odparł.
-No
właśnie nie wiem co widzę. Pilot jakiś, albo coś – zgadywałam.
-Bingo!
- odkrzyknął sarkastycznie.
-Po co
ci to? Hmmm? - zachęcałam go do odpowiedzi.
-Do
potrzeby. Wystarczy, że ja wiem. Ty już nie musisz.
Cały
czas odnosiłam takie wrażenie, że próbuje mnie zbyć tymi
odpowiedziami. Nie, jeśli liczy na spokój, to się przeliczył. Ale
nie kontynuowałam rozmowy. Chodziłam po strychu, oglądając
wszystko co się dało. Przyzwyczaił się to mojej obecności i
hałasu. I o to chodziło. Teraz mogę dokładnej wszystko obejrzeć.
Schyliłam się, żeby podnieść kartkę z rogu podłogi. Nic
ciekawego. Nagle ktoś trzasnął drzwiami. A zza szafy wysunął się
kawałek... Nie wiem czego. Ryan nie patrzał, więc wyciągnęłam
to. I szczerze mówiąc, może i każdy ma swoje jakieś dziwne
yyy... pasje, ale co jak co, trzymać w domu kuszę, to chyba lekka
przesada. Odwróciłam się. Stała tam Ten, z lekkim
zdezorientowaniem patrząc na przedmiot, który trzymałam w
dłoniach.
-Kogo
próbujesz zabić, co? - spytałam się go, ale on ciągle mnie
ignorował – No dalej, pochwal się. Masz tu taki arsenał broni,
że mógłbyś wymordować pół Londynu – dodałam, wyciągając
zza szafy pełno strzał.
-O
czym ty... - zaczął pytanie, odwracając się, ale gdy zobaczył co
trzymam nawet się nie zdziwił – Nie, Londyn może czuć się
bezpieczny.
-Po co
ci broń? - powtórzyłam pytanie, nie lubiłam, gdy ktoś zbywał
mnie jakimiś sarkastycznymi tekstami.
-Mam
coś do załatwienia – odparł zirytowany – I tym razem nie
zamierzam zmarnować sytuacji.
-Ani
mi się waż kogoś zabić – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Nawet
nie wiesz kogo próbujesz bronić – odparł, zupełnie nie
przejmując się tym, co powiedziałam – I on na obronę na pewno
nie zasługuje.
-Mnie
to zbytnio nie obchodzi. Nie masz nikogo zabić i koniec – Ryan
zaczynał mnie już denerwować tym swoim podejściem do zabicia
kogoś.
-Ty w
tym domu kochasz wszystkich psychopatów, czy tylko jednego? - spytał
sarkastycznie.
No
co za podła świnia. Już miałam zamiar rzucić się na niego i
zostawić piękne, różowe odbicie swojej ręki na jego policzku,
ale Ten mnie powstrzymała.
-Musisz
Ryan, musisz? - spytała jakby z wyrzutem – Co ci to da,
satysfakcję? Stałeś się gorszy niż on.
Ten
wyszła z pokoju, a ja za nią, odkładając kuszę na podłogę.
Teraz to ona ma mi coś do powiedzenia. Ale innym razem. Dziś jest
już późno, trzeba w końcu odpocząć. Powlekłam się do pokoju i
położyłam się na łóżko, momentalnie usypiając.
~~***~~
A więc tak. Rozdziału nie było bardzo długo, ale to ze względu na kompletny brak czasu xd Więc wybaczcie :)
Kiedy będzie kolejny rozdział, nie mam pojęcia. Postaram się jak najszybciej, ale nie chcę niczego obiecywać. Albo dobra, będzie na pewno w tym roku XD
Rozdział ten dedykuję wszystkim czytającym, a przede wszystkim Nutello Maniaczce, Korze i Marcie (za to, że ciągle się mnie pytała, kiedy w końcu coś dodam xd)
Amy Berry :)
Kocham kocham jeszcze raz kocham to opowiadanie <3 !!!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału g e n i a l n y !
Dostałam przez to uwage na lekcji bo zamiast robić zadanie czytałam ten rozdział xd
a wracając na prawdę bardzo mi się podoba :) szczególnie rozmowa z Ryanem :D była dość interesująca... ;)
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńK.
Chyba wiem kogo Rayan chce zabić i dlaczego, ale wszystkie domysły zostawiam dla siebie. Czemu? To proste, jak już coś komuś oznajmię to się to nie sprawdza :P
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy i aż się nie mogę doczekać następnego.
Zaintrygowałaś mnie od pierwszych dwóch zdań :
"W sumie, to innego wyjścia nie mamy. Albo walczymy...albo umieramy. "
Z lekkim przejęciem czytałam aż do samego końca posta.
Pozdrawiam :)
PS. Dzięki za dedykację, ale mi było miło jak ją przeczytałam
Usuń