-Johna
nie ma i nigdy nie będzie!-wrzasnął nagle Lalkarz- John był
małym, bezbronnym chłopcem, któremu zniszczyliście życie!!!
Zabiliście rodzinę, zabraliście wszystko, co miał!!! Ale przez
lata, które spędził samotnie, w izolatce nieco go zmieniły... Już
nie ma Johna... Jestem ja!
Jenny z
płaczem wtuliła się w mnie. Chłopcy stali nieruchomo, jakby
korzenie zapuścili.
-Nigdy już
nie będzie Johna!!! Teraz jest Lalkarz!!! Dotarło?!-spytał.
-Nie...
Jesteśmy tacy głupi i nie rozumiemy -odparłam z ironią.
-Zamkniesz
się łaskawie smarkulo?! -krzyknął na mnie.
-Nie
-powiedziałam z sarkastycznym uśmieszkiem- A tak poza tym, to ty
dużo starszy ode mnie nie jesteś.
- Nie
pyskuj bezczelna kretynko!!!-wykrzyczał z wściekłością w głosie.
Co za
podły... Przegiął. Tym razem grubo przesadził. Ale nie. Nie będę
taka jak on. Ja potrafię się powstrzymać. Chce być ignorowany?
Proszę bardzo! Będzie miał za swoje. Ale jak on mógł? Nagle
Jenny wybiegła z kuchni, a drzwi trzasnęły za nią. My tylko
spojrzeliśmy się po sobie. Musiała być załamana... W sumie to
się jej nie dziwie. To kiedyś był jej przyjaciel. Kiedyś. A teraz
go słusznie nienawidzi.
-Idę do
niej -odparłam, wychodząc z kuchni.
Nie wiem,
gdzie jest. Nie mam bladego pojęcia. Szłam przed siebie, tam gdzie
moje nogi chciały. Salon... Tak, tutaj może być. Odruchowo
chwyciłam kartkę. Skrytka. Nie, Jenny tu na pewno nie ma. Po omacku
chwyciłam latarkę. Znalezienie przedmiotów nie było aż takie
ciężkie. Ale ledwo co mi się udało zdążyć. To teraz do...
pokoju dziecięcego? Może poszła do Ten? Bo wątpię, żeby chciała
odwiedzać Ryana. Przechodząc koło pokoi usłyszałam kłótnię. I
jeden z głosów akurat rozpoznawałam. Lalkarz. Drugi głos należał
do dziewczyny. Tylko do jakiej. Na palcach podeszłam do drzwi i
przystawiłam do nich ucho.
-Długo
masz zamiar jeszcze marudzić?!-odparła wyraźnie zmęczona.
-Tak.
Bardzo długo – odparł Lalkarz z przekąsem.
-Widzę, że
dzisiaj masz swój dzień – odparła po chwili – Z wszystkimi tak
się kłócisz?
Cisza.
Dopiero teraz bicie mojego serca wydało mi się podejrzanie głośne.
-Czyli tak
– skwitowała to.
-Cały czas
musisz być taka bezczelna?-spytał z irytacją.
-Pomyślmy...
Jak ty przestaniesz być złośliwy, to ja przestanę być bezczelna
– odparła po chwili – A nie, przepraszam. Ty STARASZ się być
złośliwy.
-Jestem
ciekawy, co przez to rozumiesz?! - spytał ironicznie.
-Bo ty taki
nie jesteś, ani nie byłeś. Myślisz, że ja naprawdę jestem taka
głucha? Tą kłótnie z Jenny było słychać chyba nawet na
strychu. A tym bardziej u mnie. Po co udajesz, co? Chcesz, żeby się
ciebie bali? Wątpię... Ty masz w tym jakiś ukryty cel, nie? -
bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Odpowiedział
jej cichy śmiech. Taki, który starał się być ironiczny, ale nie
do końca taki był. I cisza. Chyba koniec rozmowy. A mnie ciągle
ciekawiło jedno. Co to jest za dziewczyna? Ostrożnie zapukałam do
drzwi, które natychmiast się otworzyły.
-Ha ha ha!
Jeden zero dla mnie! - krzyknęła mi na powitanie – Wiedziałam.
No po prostu wiedziałam, że ktoś tu stoi. Mary jestem.
~~***~~
Heeeeeeeeeejuuuuuuuu :D
Tak, wiem, krótkie xD Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie xD
No ale cóż ;) Musi mi na trochę jeszcze starczyć, żebym zawieszać nie musiała XD
No to tak :D
Po raz trzeci z rzędu dedykuję rozdział Korze :*
<czyli jedynej osobie komentującej mojego bloga xD>
I oczywiście wszystkim, którzy nie komentują :)
<zmobilizujcie się! uwielbiam komentarze xD>
Nie mam zbytnio o czym pisać. Takie nudy na wsi xD
A więc udanego ostatniego weekendu wakacji! :D
Amy Berry