środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział XIV - "Gdzie jest mój przyjaciel...?"



Obudziło mnie ćwierkanie ptaków. Długo go już nie słyszałam. Wiosna idzie? Taa... W styczniu?! W geście załamania nad własną głupotą, walnęłam się ręką w twarz. Dzisiaj miałam dobry nastrój, wątpię, by coś wyprowadziło mnie z równowagi. Tylko co by dzisiaj robić? Głodna nie byłam ani trochę, ale znając Jenn, za chwilę przyjdzie wołać mnie na śniadanie. Do tego czasu mam chwilę na pomyślenie. Położyłam się na bok, twarzą do okna. Pogoda dzisiaj była ładna. Ostatni raz widziałam taką chyba wtedy, kiedy tu po raz pierwszy się obudziłam. Wiele się od tego czasu zmieniło. W sumie to wszystko. Otworzyłam osiem pokoi, miałam już trzydziesty trzeci poziom. Poznałam nowych ludzi. Ten i Ryana. O ile Ten poznałam w dziwnych okolicznościach, po prostu siedziała w pokoju dziecięcym, tak z Ryanem było trochę straszniej. Najpierw na strychu siedzi kukła, potem człowiek, który nie jest zbytnio skory do rozmów. Pamiętam, że nieomal zawału dostałam, jak go zobaczyłam. Ale milszy jest niż Lalkarz. Podziękuje chociaż. Jak coś chce to poprosi. Co prawda, ma nieraz gorsze dni i wtedy zdarzy mu się na kogoś nadrzeć. Nie tak jak Lalkarz, który ciągle na nas krzyczy. Albo ironizuje. Tak, od pewnego czasu wpadł w dziwny nastrój. O ile kiedyś myślałam, że jest w nim chociaż trochę dobroci, o tyle teraz wiem, że jest to chyba niemożliwe. Ciągle stara się nas ze sobą skłócić. Albo nas obraża. Nie wiem czemu... Ani Jim, ani nawet Ryan. Nikt nie wie. Tylko on. Pamiętam, kiedyś był milszy. Ale z czasem stał się nieznośny. Ignorujemy go wszyscy... Przecież nas za to nie pozabija, nie? Bynajmniej mam taką nadzieję. I dopiero mi się przypomniało, że miałam dzisiaj iść pogadać z Jenny. A jednak jest coś, co mi dzisiaj jest w stanie zepsuć piękny humor. Pamiętniki... Dwa pamiętniki, które łączą się w straszliwym momencie. Jeden pamiętnik jest chłopca, o imieniu John. A drugi Lalkarza. Z czasów, kiedy mnie jeszcze w tym domu nie było. Oba są już chyba kompletne. A ja mam dziwne wrażenie, że one mówią o jednej osobie. W sumie to pewność. Mały chłopiec mieszkający jednym domu z matką, ojcem i bratem. Uczy się grać na skrzypcach, w szkole poznaje nową dziewczynkę, o imieniu Jane. Najprawdopodobniej naszą Jenny. Opisany tam jest też jej wypadek samochodowy, o który chłopiec się obwinia. I w sumie pamiętnik byłby w miarę normalny, gdyby nie ostatnie strony. Słyszy strzały. Bierze z biurka ojca pistolet. Idzie bronić domu. W salonie znajduje martwego ojca i brata, a na korytarzu śmiertelnie ranną matkę, która umiera na jego oczach. Wchodzą policjanci razem z babcią i dziadkiem chłopca, który, myśląc, że to ten bandyta, strzela, raniąc jednego z policjantów. Jego babcia mówi, że chłopiec na pewno zabił rodzinę, bo to zło wcielone. Zabierają go ze sobą. I tutaj kończy się ten pamiętnik i zaczyna drugi. Teraz chłopiec już nie jest chłopcem. Jest dorosły, a od momentu, kiedy został oskarżony o zabójstwo, cały czas trzymany na przemian w celi i izolatce. Pistolet ojca miał ten sam kaliber co mordercy, a był to jedyny dowód. Pewnego dnia udaje mu się uciec. Potajemnie wraca do domu i zamyka w piwnicy swoich dziadków, którzy pozbyli się go tylko po to, żeby stać się właścicielami dworu. Oni nie walczą o wolność, a on postanawia nauczyć ludzi szanować ją. Podając się za swojego krewnego, otrzymuje w spadku dom, który remontuje i ogradza. Nad grobem matki przysięga zemstę i zaczyna pierwszy akt. Porywa pięćdziesięciu ludzi, z czego tylko trzech zostaje przy życiu. Isami „Ten” Nakamura, Ryan Force i Matt Stable. Po pewnym czasie rozpoczyna drugi akt, ten, w którym właśni gramy. Pozostało tylko dać Jenny to do przeczytania. Jestem ciekawa, jak zareaguje? Jeśli chcę się tego dowiedzieć, to znam tylko jeden sposób na to, jak to zrobić... Iść do niej. Po prostu. Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Ubrałam czerwoną sukienkę na ramiączkach z szerokim, czarnym paskiem. Włosy spięłam w kok, ale jakieś kosmyki i tak spadły mi na twarz. Odgarnęłam je i ubrałam baleriny. Wzięłam w rękę pamiętniki i poszłam do kuchni. Wzięłam kartkę z drzwi, Jenny niech czyta, a ja w międzyczasie przejdę próby. Weszłam do środka. Blondynka siedziała przy stole i kroiła marchewkę, pewnie do jakiejś sałatki. Nie zwracała na mnie uwagi, była pogrążona we własnych myślach. Korzystając z tego, przeszłam próbę i tak kilka razy. Koniec gry na dzisiaj, teraz można spokojnie porozmawiać. Stanęłam przed Jenn i odchrząknęłam znacząco. Ale to i tak nic nie dało.

-Cześć Jenny!-krzyknęłam jej nad głową.

Podskoczyła na krześle i spojrzała się na mnie ze zdziwieniem i złością.

-Zawału mam przez ciebie dostać, Anabel?!-spytała, chyba trochę na mnie zdenerwowana.

-Byłaś tak zamyślona, że nawet jak dom by zburzyli, to byś się nie skapnęła -odparłam na to, uśmiechając się.

Ona również się uśmiechnęła. Oparłam się o krawędź stołu.

-Słuchaj, mam dla ciebie lekturę do przeczytania.-powiedziałam po chwili- Masz i czytaj. A potem powiesz mi co wiesz.

Moja koleżanka wytarła ręce w ręcznik i chwyciła pierwszą z ksiąg. W miarę czytania, jej twarz spochmurniała. Gdy doszła do końca, podwinęła nogi pod siebie, a po jej policzku spłynęła łza. Wzięła drugi pamiętnik i zaczęła czytać. Teraz smutek zamienił się w zdziwienie. Zamknęła księgę i uporczywie wpatrywała się w okładkę. Kojarzyła fakty. Zauważyłam, jak narasta w niej gniew, ale nie wiedziałam, czym jest on spowodowany. Nagle do kuchni wszedł Jim i Jack. No to pięknie... teraz się dopiero zacznie. Jim podszedł do mnie i pochylił się nad moim uchem.

-To nie są te książki o których myślę?-spytał szeptem, licząc na negatywną odpowiedź.

Ja tylko się uśmiechnęłam. Może wyjść ciekawie, zwłaszcza, że Szczurek o niczym nie wie. Nagle Jenn wstała i spojrzała się w stronę kamery.

-I po co nas tu więzisz, co? To coś pomoże twojej rodzinie?! Życia tym co robisz, raczej im nie przywrócisz!-krzyczała, podpierając rękoma boki- Pewnie w grobie się przewracają, jak to widzą! Co?! Panie Lalkarzu?! A może Johnie?!

Takiego czegoś to bym się po niej w życiu nie spodziewała. Zawsze spokojna i opanowana Jenny, nadarła się na Lalkarza tak, jak nawet Jack jeszcze się na niego nie nadarł. Chłopacy patrzyli w napięciu to na nią, to na kamerę.

-Powiedz jeszcze tylko słowo, a obiecuję, że gorzko tego pożałujesz!!!-ryknął na nią Lalkarz.

-Bo co mi zrobisz? Zabijesz?! Nie dość już tych ofiar?!-odparła mu na to.

-A może i nawet!!!-krzyknął.

Jenny zrobiła zawiedzioną minę. Kolejna łza spłynęła po jej policzku. Pochyliła głowę. Najwidoczniej nie chciała już patrzeć w kamerę.

-I gdzie jest ten John, którego znałam...? Ten, który był zawsze był dla wszystkich miły... Ten, który zawsze mnie rozśmieszał, jak wracaliśmy ze szkoły... Któremu było żal nawet muchę zabić...-szeptała przez łzy, przypominając sobie co chwilę nowe wydarzenia z przeszłości- Gdzie jest mój przyjaciel...?

Jej wzrok znowu padł na kamerę. Wzrok pełen żalu i smutku. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.

-Johna nie ma i nigdy nie będzie!-wrzasnął nagle Lalkarz- John był małym, bezbronnym chłopcem, któremu zniszczyliście życie!!! Zabiliście rodzinę, zabraliście wszystko, co miał!!! Ale przez lata, które spędził samotnie, w izolatce nieco go zmieniły... Już nie ma Johna... Jestem ja! 

~~***~~

A więc... JEEEEEEEEEEEEJ! ;D
Komentarz! ""^.^""  <---- taki mega zaciesz xD

Ten rozdział znów dedykuję Korze :*
Za to, że ciągle komentuje mojego bloga, a ja z radości normalnie tańczę :D 
<a tańczyć to ja nie umiem XD>




Oraz wszystkim, którzy tworzą "największe czasopismo dla graczy w Polsce" czyli 
                   CD-ACTION :D

Oraz tym, dzięki którym w poprzednim numerze tegoż czasopisma, w kody do gier wkradł się błąd, dzięki czemu w numerze, który dziś kupiłam <tani nie był - 15,99 - ale jak zobaczyłam, ile kosztują te gry to taki szok :OOO >   zamiast dwóch gier były cztery :D

Wielkie Wam dzięki :D <ale mój komp i tak ich nie wczytuje :'( >

Mój komp - czyli laptop Lenovo Y530 przeżył już lata swojej świetności i się zezłomił xD
Ale póki co nie stać mnie na nowego, a opowiadanie na bloga mam <na wszelki wypadek> skopiowane na telefonie, mp4, pendrive i wstawione na dysk google :D

Więc taki numer jak ten, kiedy usunęłam ponad 30 stron, już się nie powtórzy i nie będę musiała nadrabiać takich zaległości, co skutkowało tym, że przez 2 miesiące, jak nie więcej, nie było mnie na blogu :(

I teraz, mimo zbliżającego się roku szkolnego, nie zamierzam zawieszać bloga, ani też rzadziej dodawać wpisów, po prostu mam 20 stron do przodu już napisane i to musi mi jakoś do pierwszego długiego weekendu starczyć :D
Ale choćbym miała pisać w nocy, nie zrobię tego błędu, przez który mój blog niemal stracił <i tak znikomą liczbę> czytelników :( 

I jeśli ktoś kiedyś by się nudził i przypadkiem miałby gg to 
48510951
to jest mój numer i piszcie do mnie <nawet jak jestem niedostępna, zawsze odpiszę XD>  :D
<Koro, mam nadzieję, że przypadkiem masz gg ^.^>

A więc... 
Udanych ostatnich dni wakacji! :D

Amy Berry




1 komentarz:

  1. O boże nie mam słów to było GENIALNE EPICKIE ŚWIETNE CUDOWNE
    No po prostu nie wiem, naprawdę nie wiem co napisać.
    Znów bardzo dziękuje za dedykację i żwawe komentowanie mojego bloga :)
    Niewiem po prostu I <3 YOU Nie mam nic więcej do napisania
    Po prostu Pozdrawiam i zachęcam do dodawania kolejnych rozdziałów
    (Niestety nie mam gg, ale dla ciebie założe, wkrótce :D)

    OdpowiedzUsuń