No
jasne... ŁABĘDZIE!!! Przecież to są dwie dwójki! Tylko odwrotnie
narysowane, z dziobami, oczami i skrzydłami. Czemu ja wcześniej na
to nie wpadłam?!
-Jack,
pokaż ten obraz!-krzyknęłam zdezorientowanemu koledze.
Podał
mi go, a ja zaczęłam go sprawdzać centymetr po centymetrze. Rama
była cała, ale materiał z tyłu był przyklejony taśmą.
Oderwałam go. Kartka i zapałka. Robi się coraz dziwniej.
Rozłożyłam kartkę. Tym razem było napisane normalnie.
-„W
jednym momencie piekło się rozpętało, w kolejnym żniwa
śmiertelne zbierało. Gdyby historia się powtórzyła, żadna dusza
by nie przeżyła.”-zacytowałam.
-No
to teraz Sherlocku powiedz o co w tym chodzi -odparł Jack z ironią
i znudzeniem.
-Pożar
-odpowiedział za mnie Jim.
-Ale
w poprzedniej zagadce było, że wszystko się w jednym skryło,
nie?-spytała Jenn- A teraz, że nikt nie przeżył.
-Żadna
dusza by nie przeżyła, ale ciało mogło. Ten, który przeżył, w
pewnym sensie stracił swoją duszę. Zginęli mu wszyscy, a on jeden
nie.
-Czyli
to o to chodzi... A kolejna wskazówka gdzie? W
kominie?-przedrzeźniał mnie Jack.
-No
prawie. W piecu. Chyba -odpowiedziałam mu na to.
Wszyscy
skierowaliśmy się do piwnicy. Jak kondukt żałobny. Bracia od razu
zaczęli ostukiwać piec. A ja z Jenny usiadłyśmy na podłodze.
Trochę im to zajmie czasu.
-Jestem
ciekawa, kto pierwszy z nich znajdzie skrytkę-powiedziałam szeptem-
Jeśli Jack, to będzie tańczył z radości, a jeśli Jim, to się
znowu pokłócą i trzeba będzie ich godzić.
Ona
tylko się zaśmiała. Nagle rozległ się triumfalny okrzyk
zwycięstwa, a za chwilę bólu. Jack oczywiście rozciął sobie
rękę o kawałek blachy. A Jim tylko spojrzał się na niego z
politowaniem. Ale bynajmniej mieliśmy wskazówkę. I nie tylko.
Wycinki z gazet i stare drzewo genealogiczne.
-Słuchajcie
tego!-krzyknął Jack- „Gdy opętaniec niewinny się stanie, a
człowiek zwyczajny psychopatą zostanie... Historia niewielkie kręgi
zatacza, a zło zawsze w to samo miejsce powraca.”
-Dobra,
teraz to nawet ja nic nie rozumiem. Wychodzi na to, że ten pożar,
to było podpalenie, a skazali za niego niewinnego, a ten zły
pozostał na wolności?-spytałam, nawet nie licząc na odpowiedź-
Ale ta końcówka... Ej, zaraz, to jest inny styl pisma! Tego nie
pisał Lalkarz. Ten początek... Końcówka była inna, widzicie?
Kartka jest porwana, a tu jest doklejona nowa!
-Masz
rację -odpowiedział Jim- Tylko mi się wydaje, czy ta osoba to
ostatnie zdanie napisała tak, jakby wiedziała, że coś się
stanie?
-Myślisz
o zemście?-podsumował to Jack- Ale artykuł o wiele ciekawszy. „Dom
znanego arystokraty w płomieniach”. Orginalny nagłówek, nie?
Wyrwałam
mu gazetę z rąk. A on zrobił oburzoną minę.
-„W
domu lorda Medlocka rozpętało się piekło. Zginęli prawie
wszyscy. Przy życiu został jedynie jego starszy syn, który jest
podejrzany o podpalenie willi. Za swoje czyny odpowie przed
sądem.”-przeczytałam.
-No
to wszystko zaczyna nam się układać w jedną całość...-stwierdził
Jim- Czytaj dalej.
-„Syn
lorda Medlocka uciekł z więzienia”-wykrzyczał Jack, odbierając
mi gazety.
-Pokaż
to!-nagle mnie oświeciło.
Odzyskałam
zadrukowane kartki. I od razu sprawdziłam datę. Rok po roku. No to
go długo w tym więzieniu nie zatrzymali. Ale to wydarzyło się
prawie sto pięćdziesiąt lat temu. Po co nam to? Po jaką cholerę
nam wiedzieć, co się wydarzyło kiedyś tutaj, zanim wybudowano ten
dom? Tylko jedna osoba mogła dać mi odpowiedź na to pytanie. Jak
ją zmusić, żeby nam coś powiedziała? Bo przecież nie poprosić.
Mój wzrok powędrował w stronę kamery.
-Po
co nam to dajesz?-spytałam kamerę.
Nic.
Cisza. Wiedziałam, że nie odpowie. Ale nie mogę się poddać. Za
dużo już wiedziałam.
-Mógłbyś
łaskawie odpowiedzieć?!-ponowiłam próbę, jednak tym razem
bardziej stanowczo.
Odpowiedział
mi cichy śmiech.
-A
jak myślisz moje drogie Pióro, po co daje się wskazówki?-zapytał
drwiąco.
Tak,
nadszedł czas na improwizację. Bo to jedyny sposób, żeby się
czegoś od niego dowiedzieć. Od Lalkarza... na co ja liczę? Że mi
wszystko powie? Ale może chociaż coś, pod wpływem emocji. Nie
zaszkodzi spróbować.
-„Gdy
opętaniec niewinny się stanie, a człowiek zwyczajny psychopatą
zostanie... Historia niewielkie kręgi zatacza, a zło zawsze w to
samo miejsce powraca.”. Więc kto jest winny?-powiedziałam z
udawaną ciekawością.
Wiedziałam,
że będzie wolał przemilczeć to pytanie.
-Tylko
co musiało się wydarzyć, że człowiek został psychopatą? Co
Ciebie zmieniło i kto powinien tu grać zamiast nas?-kontynuowałam.
-Przestaniesz
wreszcie?!-krzyknął wściekle.
-Tylko
kiedy ten psychopata zrozumie, że nim nie jest?-ostatnie pytanie.
-Dość!!!-wrzasnął.
-Ja
tylko staram się Ci pomóc...-wyszeptałam.
-Nie!!!
Zostaw mnie w spokoju! Jestem tym, kim jestem. Ludzie zrobili ze mnie
potwora, niech teraz cierpią!!! Nie chce twojej litości!!! Nie chce
niczyjej litości!!!-krzyczał jak opętany, wiedziałam, że
strasznie to wszystko przeżywa.
Nawet
nie wiedział, ile dał mi wskazówek. Ale już starczy. Nie wiem
czemu, ale dziwnie się teraz czułam. Naprawdę chcę mu pomóc?
Tak. Od zawsze pomagałam każdemu. Taki charakter. Jemu też pomogę.
Skierowałam się w stronę drzwi.
-Ofiary
zapomniane ciągle wracają, innych przed przeklętym losem
ostrzegają. Lecz ludzie odważni swój świat budują na ruinach
pogorzelczych. Przeklętych i piekielnych. Śmierć o swoje ciągle
upominać się będzie, a tych co ominie skaże na wieczne
cierpienie. Niczym marionetki na sznurkach losu, przeznaczenie rzuci
w otchłań samych siebie...
W
oczach stanęły mi łzy... Mówił to z takim dziwnym spokojem,
prawie szeptem. Zaznaczając każde słowo. Jakby właśnie go
dotyczyło. Pochyliłam głowę. Usłyszałam pstryknięcie. Wyłączył
mikrofon. Wybiegłam z piwnicy, trzaskając drzwiami. Weszłam do
salonu. Podeszłam do okna. Padał deszcz. Patrzałam na krople
spływające po szybie. Jak moje łzy... Ach, czemu ja zawsze się
tak czuję, gdy nie uda mi się komuś pomóc. Zawiodłam na całej
linii. Co z tego, że mnie tu porwał. On nie jest psychopatą.
Chociaż sam w to uwierzył. W głowie ciągle pojawiały się te dwa
ostatnie zdania. Tego, że jako jedyny przeżył jakąś tragedię,
byłam pewna w stu procentach. Co on musi przeżywać...? „Niczym
marionetki na sznurkach losu, przeznaczenie rzuci w otchłań samych
siebie...” Nagle do pokoju weszła Jenny. A za nią chłopacy.
Dyskretnie obtarłam łzy i uśmiechnęłam się do nich.
-To
co teraz robimy?-spytała Jenn.
-Ja
idę do siebie, a wy róbcie co chcecie -powiedział Jack, wychodząc
z pokoju.
-A
może poszukamy reszty figurek?-zaproponował Jim.
Wiedziałam,
że o czymś zapomniałam. Teraz bynajmniej wiem o czym. No cóż. Do
roboty.
~~***~~
A
więc... Wiem, że długo mnie nie było xD
Ale...
napisałam na zapas i obiecuję, od teraz opowiadanie będzie
ciekawsze :D A taką bynajmniej mam nadzieję :)
Wiem,
strasznie zaniedbuję oba blogi, na które teraz i tak prawie nikt
nie wchodzi xD
no
bo co się dziwić, jak ja nic nie piszę :)
dlatego
znowu się mobilizuję XD
następny
rozdział wstawię, jak pod tym będzie chociaż jeden komentarz :D
więc
im szybciej skomentujecie, tym szybciej wstawię rozdział xD
umówmy
się, że tak - w ciągu 24 godzin wstawię nowy rozdział, jak pod
tym pojawi się jakiś komentarz :D
mam
napięty harmonogram jak na wakacje, cięgle objeżdżam po lekarzach
i wgl ;)
a
więc do następnego wpisu ^^
Amy
Berry
Biedne chorowite dziecko ♡
OdpowiedzUsuń