Może
i racja? Ale ja nie potrafię. Za dużo myśli kłębi mi się w
głowie. Ile ja bym dała, żeby jakoś się uspokoić, żeby w końcu
przestać?! Uspokój się... uspokój się do jasnej cholery!!! Czemu
ja myślę o sobie jakbym nie była sobą? A może...Ehh... Podeszłam
do okna i wyjrzałam za nie. Bezwiednie patrzyłam na ptaki
przelatujące przed oknem, jak myśli przed moimi oczami. Tak, teraz
wiem, że moja siostra miała rację. Mam fantazję bujną jak
dwuletnie dziecko. Tyle, że ja w niej nie widzę bohaterów z bajek.
Ja widzę bohaterów mojego życia. Tych, których znam i tych,
których wolałabym nie. Wszystkie możliwe scenariusze tworzą się
za każdym razem. Nagle jeden z ptaków wylądował na parapecie.
Popatrzył się na mnie tymi swoimi czarnymi oczkami. Po chwili
przyleciał drugi. Ledwo co wylądował, skubnął tego pierwszego w
brzuch. Ale on zachowywał spokój. Więc powtórzył swój czyn. Tym
razem ptaszek nie wytrzymał i rzucił się na niego. Oba ptaki
odfrunęły, goniąc się po niebie. Czemu ten ptak tak się
zdenerwował? Przecież ten mały tylko się wydurniał. A on ze
złością. Z takimi emocjami, że nawet nie wierzyłam, że
ktokolwiek, albo cokolwiek tak potrafi. Ja w ogóle nie rozumiałam
tych nagłych wybuchów złości. Nawet, gdy sama je miewałam. Ale u
innych to zawsze wygląda inaczej. Jedni nagle się rozpłakują,
inni rzucają się z pięściami. Zabawne ile człowiek potrafi skryć
w sobie emocji...?
-W
tym domu wiele się wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło.
Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam powie o zaginionym
świecie...-powtarzał melancholijnie Jim.
-Mam
Jim. Wiem o co chodzi w tym początku!!!-krzyknęłam, a na mojej
twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-A
niby skąd?!-wtrącił się Jack.
-Może
się zdziwisz, ale powiedziały mi ptaki -odpowiedziałam mu,
sprawiając, że jego zdziwienie osiągnęło poziom maksymalny.
-No
to słucham, co ci te latające zwierzątka też
naopowiadały!-zażartował Jim.
-Od
początku tak? Na parapecie wylądował ptak. Zwykła, czarna wrona.
Wtedy podleciał mały ptaszek, wskazówka dla ornitologów, mała
wrona, kolor szary, mniejsza od pierwszego -powiedziałam,
uprzedzając ciekawskie pytania Jacka- A więc ta mała ptaszyna
skubnęła tego drugiego. Za pierwszym razem nic sobie z tego nie
zrobił, ale za drugim, rzucił się na małego i oba ptaki
odleciały, goniąc się po niebie.
-Ładna
bajeczka -skwitował to Jack z irytacją w głosie.
-Powiedzmy,
że nie wyczułam sarkazmu w twoim głosie. „W tym domu wiele się
wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło.” Pomyślcie trochę...
-W
tym domu coś się wydarzyło, tak?-nagle do rozmowy włączył się
Jim- A więc ci, którzy to pamiętają, ciągle chowają w sobie
emocje!!!
Wyglądał
jakby wymyślił perpetum mobile. Tylko czemu ja się tak nie czułam?
Czemu znowu spodziewałam się skomplikowanego, prostego
stwierdzenia, które zburzy mój tok myślenia? Może dlatego, że
tak jest zawsze. Gdy już się wpadnie na jakiś trop, zawsze
pojawiają się kolejne. Sprzeczne z tymi, które już są, albo po
prostu nierealne. Taka cecha rozwiązywania spraw z przeszłości.
Dowiadujemy się wszystkiego, ale nic się nie chce zgadzać. Mimo,
iż jesteśmy przekonani o swojej racji, zawsze znajdzie się coś,
co wszystko zmieni.
-Ale
czemu w jednym się skryło?-spytała milcząca jak dotąd Jenny,
szczególnie akcentując słowa „w jednym”.
Po
prostu wiedziałam, że tak będzie. Tak jest zawsze. Banalne
pytanie, banalny szczegół! A ja go nie zauważyłam. Ale teraz gdy
już wiem, że jest, chciałabym, żeby go nie było. W jednym. Czyli
chodzi o jakiegoś chłopaka, bo jeśli chodziło by o kobietę, to
byłoby „w jednej”. Ale może to tylko taka zmyłka? Żebyśmy
znowu pobłądzili w naszych myślach? Ale skoro w jednym, nie ważne
nawet w jakiej osobie mówione, to znaczy że...
-Bo
przeżył tylko jeden...-powiedziałam kierując mój wzrok na
podłogę.
Wszyscy
milczeli. A ja znowu wyjrzałam przez okno. Skoro zwierzęta
podpowiedziały mi pierwszą część zagadki, to może z drugą też
sobie poradzą?„Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam
powie o zaginionym świecie...” Czyli jak znajdziemy jakiś
przedmiot, to dowiemy się o zaginionym świecie? Czyli o jakim?
Patrzyłam przez okno, ale tym razem nie mogłam znaleźć żadnego
ptaka. Co one, poumierały czy co?! I zdałam sobie sprawę z tego co
przed chwilą pomyślałam.
-Wiecie,
że te ptaki są genialne? Wpatrujcie się w okno -dodałam, widząc
zdezorientowane miny moich przyjaciół.
-Ale
przecież tam nic nie ma!-stwierdziła Jenny.
-I
słusznie -odpowiedziałam jej.
-Przed
chwilą było ich od cholery, a teraz co one, poumierały?-powiedział
nieco sfrustrowany Jack.
-Pomyślałam
dokładnie tak samo. Czyżby zaginęły, drogi
doktorze?-dopowiedziałam, poprzedzając wywody psychologiczne Jima.
-No
tak...-odparł nieco zbity z tropu- Ale ciągle nie wiemy gdzie
szukać następnego przedmiotu.
-Ano
nie wiemy -odpowiedziała zrezygnowana Jenny.
To
znalezisko samo w sobie było odpowiedzią. Mamy szukać tam, gdzie
jeszcze nie szukaliśmy. Po prostu. Skoro ktoś to schował, licząc
na to, że ktoś to odnajdzie, następne też muszą gdzieś być.
Ale czy nie zależało by temu „komuś”, żeby znajdował
wskazówki po kolei, a nie jak popadnie. Podeszłam do stolika i
wzięłam z niego opancerzone pudełeczko. Ono musi skrywać jeszcze
jakąś tajemnice. Nagle poczułam, jakby moje palce przejechały po
jakiś dziurkach. Na pudełku były jakieś znaki. Nie wyglądały na
litery, nawet nie na hieroglify. Bez czekania na czyjąkolwiek
reakcję pobiegłam do pokoju. Wzięłam leżące na biurku pióro i
podbiegłam do skrzynki. Ręce mi się trzęsły, z trudem podniosłam
wieko. Wzięłam dwie kartki. I wybiegłam z pokoju szybciej niż do
niego wbiegłam. Wróciłam do kuchni i położyłam rzeczy na
stoliku.
-Jack,
masz jakąś szmatkę? Kilka szmatek?-spytałam się Jacka.
-Mam
-odpowiedział, ciesząc się, że trochę poeksperymentujemy.
Starałam
się uspokoić oddech. Ręce drżały mi jak listki osiki na wietrze.
Raz...dwa...trzy... i gdzie jest to opanowanie? Nagle wrócił Jack.
-Wiesz,
że mówiąc kilka miałam na myśli kilka, a nie
kilkaset?-powiedziałam na jego widok z dwiema wielkimi torbami
szmat.
A
było ich pełno. Do wyboru do koloru. Wzięłam jedną długą i
jedną małą. Tą drugą odłożyłam na stolik. A z tej pierwszej
próbowałam zrobić prowizoryczną rękawiczkę. Umiałam zawijać
bandaże, więc i to mi się uda. Nie wyglądała może pięknie,
nawet palców nie zakrywała, ale zawsze coś. Dałam pudełeczko
Jimowi, podobnie jak pióro i kartki. Położyłam na stół kilka
warstw grubych cerat, które jakimś cudem znalazły się w kolekcji
Jacka. Postawiłam pudełeczko przed sobą. Kartkę położyłam
obok, a pióro chwyciłam w ręce. Miało ono złotą obręcz.
Przekręciłam je w tym miejscu i otworzyło się. Wyjęłam wkład i
ostrożnie je przedziurawiłam. Polałam te znaki tak, że tusz
został w zagłębieniach, a resztę ostrożnie wytarłam.
Przyłożyłam papier i z całej siły przycisnęłam. Poczekałam
chwilę, aż wyschnie i spojrzałam na kartkę. Dziwne znaki. Bardzo
dziwne. Jakieś kreski, może to jakiś szyfr. Alfabet z kresek. O co
w tym chodzi. Nagle moją uwagę przykuło odbicie tej kartki w
dzbanku. Nie wiem, czemu tylko ja mam dzisiaj takie przebłyski
inteligencji. To było pismo runiczne! Tylko był pewien mały
problem. Nigdy w życiu nie tłumaczyłam takiego pisma. Interesowała
się tym moja koleżanka, więc ten alfabet potrafiłam rozpoznać.
Niestety, nie uczyła mnie tego, więc ja po prostu tego nie wiem.
~~***~~
Hej
wszystkim :D
A
więc tak. Nie wiem czemu, ale pod ostatnim rozdziałem nie było
prawie wcale komentarzy :( Nie zdziwiłoby mnie to <moje
wypociny nie są warte komentowania> ale kiedyś było ich dużo
więcej. A więc komentujcie xD
Ten
rozdział dedykuję moim koleżankom z klasy, za to, że o istnieniu
tego bloga dowiedziałyście się przez czysty przypadek xD
Do
wtorku :D Pozdrowionka =>
Amy
Berry
Woooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooow
OdpowiedzUsuńtakich wypocin na pewno nikt nie chce czytać, nawet ja czytam :)))
Ja jestem czysta! Komentowałam!
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zauważyłam, że pytałaś, i odpowiadam-nie, nie mam gg, ale niedługo założę. Brak czasu mnie dobija.
OdpowiedzUsuń