Staliśmy
w milczeniu. I kolejne myśli zaczęły krążyć mi po głowie. O co
poszło? Kto go zabił? I czy w ogóle zabił, czy to tylko nasze
domysły? Ile ja bym dała, żeby chociaż na chwilę wyłączyć
myślenie... O co w tym wszystkim chodzi? Naprawdę nic już z tego
nie rozumiem...ale jak nie zrozumiem, to te przeklęte myśli nie
dadzą mi spokoju! Tylko co ja mogę? Co ja mogę zrobić? Po
pierwsze to uspokoić. A po drugie nie poddawać się! Po prostu
grać. I dokładniej szukać. A nuż znajdę coś przydatnego?
Dzisiaj jeszcze nie grałam. A więc na co ja do jasnej cholery
czekam?! Na lepszą pogodę?!
-Idę
grać. I wam też radzę. Siedząc z założonymi rękoma, niczego
się nie dowiemy.
Wyszłam
z pokoju. Poszłam do piwnicy. Wzięłam kartkę, lekko ją gniotąc.
Weszłam. Spojrzałam na ten przeklęty świstek papieru. Wałek do
ciasta, butelka wina, samochód, pomarańcza, miotła, czajnik,
młotek. I mysz. Sztuczna? Poszukałam wszystkie przedmioty z listy.
Prawie. Oprócz miotły. Widziałam ją, ale miałam pewien pomysł.
Koło drzwi jest zegar odliczający czas do końca próby. Jeszcze
prawie pięć minut. Podbiegłam do regału. Zdjęłam wszystkie
pudełka. Wsunęłam rękę w każdą szczelinę. Ustawiłam kartony
z powrotem, wcześniej jednak przeszukując je. A zegar pokazywał
jeszcze minutę do końca. Dotknęłam miotły. Czas za szybko
ucieka. Przeszukiwanie pokoi w takim tempie zajmie mi wieczność. W
sumie to nie wiem czego szukałam. Czegokolwiek. Jakiejś wskazówki.
Wzięłam kolejną kartkę. Weszłam. No nie... On naprawdę wszystko
musi komplikować. Było ciemno. Ledwo co widziałam czubek swojego
nosa. Masakra. Chciałam wyjść. Na klamce wisiała na jakimś
sznurku latarka. Włączyłam ją. Nie dawała może jakiegoś dużego
strumienia światła. Więc o przeszukiwaniu całego pokoju nie było
nawet mowy. Chochla, rękawiczki, żelazko, pomarańcza, drewno,
czajnik, młotek, butelka wina. Gdzie to wszystko jest?! Dobra,
żelazko wisi pod sufitem. A czajnik jest za piecem. Butelka
wina...już ją gdzieś widziałam. Pomarańcza jest na wadze. A wino
zaraz koło niej. Drewno leżało przede mną, na ziemi. Młotek wisi
na tablicy na narzędzia. Rękawiczki leżały w skrzynce. Ale
chochli ciągle nie mogłam znaleźć. Rozglądałam się już chyba
wszędzie. Czemu on mi to robi? Skierowałam latarkę w stronę
kamery. Chochla była o nią zahaczona. Podeszłam do niej i
dotknęłam Spojrzałam się na kamerę. Uśmiechnęłam się. Sama
nie wiem czemu. Tak po prostu. Wyszłam z pomieszczenia. Nie
wiedziałam, co mam teraz robić. Grać jeszcze raz? Muszę. Przecież
się nie poddam. Wróciłam. Cienie. Jak ja je lubiłam. Młotek
leżał pod piecem, a miotła opierała się o ścianę. Zapałki
leżały w skrzyni. Piłka była koło stołka, a arbuz w koszyku na
szafie. Pomarańcza była położona na półce na wino. Zniknęła,
a w miejscu gdzie stała coś błysnęło. Włożyłam tam rękę.
Kuferek? Wyjęłam go. Cały opleciony pajęczynami. Stary. Bardzo
stary. Zmurszałe drewno niemalże kruszyło się w dłoniach. A pod
nim żelazo. Opancerzony kufer? Musiał zawierać jakąś bardzo
cenną dla kogoś zawartość. Gdyby Jack o nim wiedział, już dawno
by go otworzył. Trzeba znaleźć resztę przedmiotów. Biegałam jak
szalona, cały czas kurczowo trzymając szkatułkę. Wreszcie koniec!
Wybiegłam z pokoju i od razu skierowałam się do salonu, skąd
słyszałam rozmowy. Otworzyłam drzwi, które hukiem przywitały
Jima, Jacka i Jenny. Pokazałam im znalezisko. Jim przyglądał mu
się uważnie, a Jack co chwilę zaglądał mu przez ramię.
-Co
to jest?-spytałam się doktora, z nadzieją, że będzie wiedział.
-Trzeba
to otworzyć!-wyrwał się Jack- A ja wiem jak! Zaraz wracam!
Wybiegł
z pokoju, trzaskając drzwiami jeszcze mocniej ode mnie. One kiedyś
wypadną z zawiasów, albo się połamią. Tak jak mój skarb. Jestem
ciekawa co jest w środku. Jack wbiegł do pokoju szybciej niż
wybiegł. Miał ze sobą skrzynkę z narzędziami. Wyjął jakiś
drucik i zaczął majstrować przy zamku. Po kilku próbach w końcu
mu się udało. Ale nie otworzył. Co on, napięcie robi?!
-Chodź
otworzyć Anabel. W końcu to ty to znalazłaś!-krzyknął i podał
mi kuferek.
Chwyciłam
go ostrożnie i uniosłam wieczko. W środku był jeszcze jeden a'la
kuferek. Zamknięte prostokątne pudełeczko. Jim zajął się
tłumaczeniem słów na kartce. "Angel è la chiave del
mistero." Po włosku. Doktor podszedł do półki i wziął z
niej grubą księgę. Słownik. Przerzucał kartki i robił coraz
bardziej tajemniczą minę.
-Anioł
jest kluczem do tajemnicy. Tak tu jest napisane -powiedział Jim.
-Anioł
jest kluczem do tajemnicy?-poprawił po bratu Jack, zamieniając to
jednak na pytanie- O co chodzi?
-Widział
ktoś może jakiś obraz anioła? Albo figurkę?-spytała Jenn- A
może tylko anioł może to otworzyć?
-Możliwe.-odpowiedział
Jim, a Jack spojrzał się na niego jak na wariata- Zależy jak na
popatrzymy. Z jednej strony właściciel tej szkatułki mógł
nazywać tak kogoś i tylko ten ktoś wiedziałby jak to otworzyć. A
z drugiej strony może po prostu wskazówka związana jest z aniołem,
bądź schowana za jakimś obrazem lub czymś innym.
Anioł,
anioł, anioł. Myślałam tylko o tym. Nagle Jenny chyba oświeciło.
-A
czy to może być marionetka anioła?-spytała Jenn, patrząc na
mnie.
Wiedziałam
już o co jej chodzi.
-Bardzo
prawdopodobne -odparł nieco zbity z tropu Jim- Zwłaszcza jeśli
właścicielem owego kuferka jest Lalkarz. Masz jakiś pomysł?
-Nie
ja. Anabel -odpowiedziała, a wszyscy spojrzeli w moim kierunku.
Wyjęłam
spod bluzy wisiorek. Chłopacy patrzeli na przemian na niego i na
mnie. Zdziwieni. A nawet zszokowani. Chwyciłam pudełko. Obejrzałam
je dokładnie. Z tyłu było wgłębienie. Zdjęłam aniołka i
włożyłam w szczelinę. Coś zgrzytnęło i pudełko się
otworzyło. W środku leżała jakaś kartka. A na niej coś było
napisane. Bardzo pięknie. "In questa casa, sono successe molte
cose, e tutto in uno è nascosto. Un altro elemento che si può
trovare, la verità vi racconterà un mondo perduto...."
-Czy
to jest pismo Lalkarza?-spytała Jenny.
Jack
wyjął z kieszeni od spodni jakąś kartkę. Napisane było na niej
"znajdź kasetę". Byle jak.
-Myślisz
Jenn, że to jest podobne?-Jim odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Bardzo
-powiedziałam za nią.
Ja
też miałam tą kartkę przy sobie. W kieszeni od bluzy. Wyjęłam
ją. Było napisane identycznie jak na kartce w pudełku. Doktor aż
chwycił się za głowę.
-O
co tu chodzi?-spytał sam siebie, biorąc do ręki słownik.
I
znów zatopił się w lekturze. Z każdym przetłumaczonym słowem
robił coraz bardziej zdziwioną minę. Aż w końcu odłożył
księgę.
-"W
tym domu wiele się wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło.
Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam powie o zaginionym
świecie..."-wyszeptał.
I
znowu wszyscy spojrzeli się na mnie. Jakby mnie widzieli pierwszy
raz w życiu. Podniosłam kartkę. Jak ja mam cokolwiek z tego
zrozumieć, kiedy nie potrafię nawet spokojnie pomyśleć? W
pudełeczku było małe drewienko. O jakimś dziwnym kształcie.
-Ja
już naprawdę nie wiem o co chodzi... Przecież ta szkatułka była
za stara, żeby Lalkarz mógł ją otworzyć i coś w niej schować.
A kartkę napisać mógł prawdziwy właściciel tej szkatułki. A
to, że Lalkarz pisze podobnie, to może czysty przypadek. A może
znał tego właściciela, bądź właścicielkę i może, z jakiś
nie znanych mi bliżej powodów, pożyczył sobie styl pisma. A to,
że dał ci ten wisiorek, tego nie wyjaśnimy. Aczkolwiek jest to do
niego niepodobne. Ale na pewno o istnieniu szkatułki wiedział. Sam
ją tam schował, dlatego jest taka pokruszona. Stała gdzie indziej,
zestarzała się, a od przenoszenia zmurszałe drewno się
połamało.-Jim wreszcie skończył swoją naukową przemowę.
-Skoro
Lalkarz ją schował, to musiała mieć dla niego jakąś szczególną
wartość, tak?-musiałam odpowiedzieć swoją przemową- Więc albo
ta szkatułka była jego, albo kogoś, kogo dobrze znał. Ale z Jimem
doszliśmy do wniosku, że miał młodszego brata, który zmarł,
albo został zabity. Nie wiemy co się stało z resztą rodziny, więc
może to pamiątka po nich? Może na przykład była to szkatułka
mamy, albo siostry, albo ojca? I...-teraz do głowy wpadła mi
straszliwa myśl- A jeśli tą osobę też zabito, Jim?
-Możliwe.
A znalazłszy tą szkatułkę... może o to chodzi?-wywnioskował
Jim.
-Tutaj
coś musiało się wydarzyć -wtrącił się do dyskusji Jack.
-O
ile mi wiadomo, twoja grupa zajmuje się uciekaniem z domu, a nie
zajmowaniem się jego historią i tego typu rzeczami -stwierdził
doktor.
-Ale
jak się coś wie, to chyba nikomu to na złe nie wyjdzie,
nie?-odpyskował bratu Jack.
I
znowu zaczną się kłócić. Spojrzałam na nich znacząco. Umilkli.
Bo teraz naprawdę tylko kłótni by nam do pełnego szczęścia
brakowało.
-A
mi się wydaje, że on dał ci Anabel ten wisiorek, bo wiedział, że
tylko ty będziesz w stanie zrozumieć o co chodzi?-spytała Jenn.
~~***~~
Hej
wszystkim :D
Ten
rozdział dedykuję Nancy, już ona wie za co <3
I
jak wam się podoba wygląd bloga? Według mnie ładniejszy niż
poprzedni, a według was?
Pozdrawiam
:D
Amy
Berry
No, teraz jest good. Wcześniej dałaś trochę nieczytelną czcionkę, teraz nie trzeba się męczyć przy czytaniu. Co do rozdziału...Tajemnice! I już się Dia cieszy. Czekam na następne notki i sekrety :)
OdpowiedzUsuńYAY :D Mam czytelną czcionkę xD
UsuńTajemnice... oj trochę tego będzie :D