wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział VII - "Angel è la chiave del mistero"

Staliśmy w milczeniu. I kolejne myśli zaczęły krążyć mi po głowie. O co poszło? Kto go zabił? I czy w ogóle zabił, czy to tylko nasze domysły? Ile ja bym dała, żeby chociaż na chwilę wyłączyć myślenie... O co w tym wszystkim chodzi? Naprawdę nic już z tego nie rozumiem...ale jak nie zrozumiem, to te przeklęte myśli nie dadzą mi spokoju! Tylko co ja mogę? Co ja mogę zrobić? Po pierwsze to uspokoić. A po drugie nie poddawać się! Po prostu grać. I dokładniej szukać. A nuż znajdę coś przydatnego? Dzisiaj jeszcze nie grałam. A więc na co ja do jasnej cholery czekam?! Na lepszą pogodę?!

-Idę grać. I wam też radzę. Siedząc z założonymi rękoma, niczego się nie dowiemy.

Wyszłam z pokoju. Poszłam do piwnicy. Wzięłam kartkę, lekko ją gniotąc. Weszłam. Spojrzałam na ten przeklęty świstek papieru. Wałek do ciasta, butelka wina, samochód, pomarańcza, miotła, czajnik, młotek. I mysz. Sztuczna? Poszukałam wszystkie przedmioty z listy. Prawie. Oprócz miotły. Widziałam ją, ale miałam pewien pomysł. Koło drzwi jest zegar odliczający czas do końca próby. Jeszcze prawie pięć minut. Podbiegłam do regału. Zdjęłam wszystkie pudełka. Wsunęłam rękę w każdą szczelinę. Ustawiłam kartony z powrotem, wcześniej jednak przeszukując je. A zegar pokazywał jeszcze minutę do końca. Dotknęłam miotły. Czas za szybko ucieka. Przeszukiwanie pokoi w takim tempie zajmie mi wieczność. W sumie to nie wiem czego szukałam. Czegokolwiek. Jakiejś wskazówki. Wzięłam kolejną kartkę. Weszłam. No nie... On naprawdę wszystko musi komplikować. Było ciemno. Ledwo co widziałam czubek swojego nosa. Masakra. Chciałam wyjść. Na klamce wisiała na jakimś sznurku latarka. Włączyłam ją. Nie dawała może jakiegoś dużego strumienia światła. Więc o przeszukiwaniu całego pokoju nie było nawet mowy. Chochla, rękawiczki, żelazko, pomarańcza, drewno, czajnik, młotek, butelka wina. Gdzie to wszystko jest?! Dobra, żelazko wisi pod sufitem. A czajnik jest za piecem. Butelka wina...już ją gdzieś widziałam. Pomarańcza jest na wadze. A wino zaraz koło niej. Drewno leżało przede mną, na ziemi. Młotek wisi na tablicy na narzędzia. Rękawiczki leżały w skrzynce. Ale chochli ciągle nie mogłam znaleźć. Rozglądałam się już chyba wszędzie. Czemu on mi to robi? Skierowałam latarkę w stronę kamery. Chochla była o nią zahaczona. Podeszłam do niej i dotknęłam Spojrzałam się na kamerę. Uśmiechnęłam się. Sama nie wiem czemu. Tak po prostu. Wyszłam z pomieszczenia. Nie wiedziałam, co mam teraz robić. Grać jeszcze raz? Muszę. Przecież się nie poddam. Wróciłam. Cienie. Jak ja je lubiłam. Młotek leżał pod piecem, a miotła opierała się o ścianę. Zapałki leżały w skrzyni. Piłka była koło stołka, a arbuz w koszyku na szafie. Pomarańcza była położona na półce na wino. Zniknęła, a w miejscu gdzie stała coś błysnęło. Włożyłam tam rękę. Kuferek? Wyjęłam go. Cały opleciony pajęczynami. Stary. Bardzo stary. Zmurszałe drewno niemalże kruszyło się w dłoniach. A pod nim żelazo. Opancerzony kufer? Musiał zawierać jakąś bardzo cenną dla kogoś zawartość. Gdyby Jack o nim wiedział, już dawno by go otworzył. Trzeba znaleźć resztę przedmiotów. Biegałam jak szalona, cały czas kurczowo trzymając szkatułkę. Wreszcie koniec! Wybiegłam z pokoju i od razu skierowałam się do salonu, skąd słyszałam rozmowy. Otworzyłam drzwi, które hukiem przywitały Jima, Jacka i Jenny. Pokazałam im znalezisko. Jim przyglądał mu się uważnie, a Jack co chwilę zaglądał mu przez ramię.

-Co to jest?-spytałam się doktora, z nadzieją, że będzie wiedział.

-Trzeba to otworzyć!-wyrwał się Jack- A ja wiem jak! Zaraz wracam!

Wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami jeszcze mocniej ode mnie. One kiedyś wypadną z zawiasów, albo się połamią. Tak jak mój skarb. Jestem ciekawa co jest w środku. Jack wbiegł do pokoju szybciej niż wybiegł. Miał ze sobą skrzynkę z narzędziami. Wyjął jakiś drucik i zaczął majstrować przy zamku. Po kilku próbach w końcu mu się udało. Ale nie otworzył. Co on, napięcie robi?!

-Chodź otworzyć Anabel. W końcu to ty to znalazłaś!-krzyknął i podał mi kuferek.

Chwyciłam go ostrożnie i uniosłam wieczko. W środku był jeszcze jeden a'la kuferek. Zamknięte prostokątne pudełeczko. Jim zajął się tłumaczeniem słów na kartce. "Angel è la chiave del mistero." Po włosku. Doktor podszedł do półki i wziął z niej grubą księgę. Słownik. Przerzucał kartki i robił coraz bardziej tajemniczą minę.

-Anioł jest kluczem do tajemnicy. Tak tu jest napisane -powiedział Jim.

-Anioł jest kluczem do tajemnicy?-poprawił po bratu Jack, zamieniając to jednak na pytanie- O co chodzi?

-Widział ktoś może jakiś obraz anioła? Albo figurkę?-spytała Jenn- A może tylko anioł może to otworzyć?

-Możliwe.-odpowiedział Jim, a Jack spojrzał się na niego jak na wariata- Zależy jak na popatrzymy. Z jednej strony właściciel tej szkatułki mógł nazywać tak kogoś i tylko ten ktoś wiedziałby jak to otworzyć. A z drugiej strony może po prostu wskazówka związana jest z aniołem, bądź schowana za jakimś obrazem lub czymś innym.

Anioł, anioł, anioł. Myślałam tylko o tym. Nagle Jenny chyba oświeciło.

-A czy to może być marionetka anioła?-spytała Jenn, patrząc na mnie.

Wiedziałam już o co jej chodzi.

-Bardzo prawdopodobne -odparł nieco zbity z tropu Jim- Zwłaszcza jeśli właścicielem owego kuferka jest Lalkarz. Masz jakiś pomysł?

-Nie ja. Anabel -odpowiedziała, a wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

Wyjęłam spod bluzy wisiorek. Chłopacy patrzeli na przemian na niego i na mnie. Zdziwieni. A nawet zszokowani. Chwyciłam pudełko. Obejrzałam je dokładnie. Z tyłu było wgłębienie. Zdjęłam aniołka i włożyłam w szczelinę. Coś zgrzytnęło i pudełko się otworzyło. W środku leżała jakaś kartka. A na niej coś było napisane. Bardzo pięknie. "In questa casa, sono successe molte cose, e tutto in uno è nascosto. Un altro elemento che si può trovare, la verità vi racconterà un mondo perduto...."

-Czy to jest pismo Lalkarza?-spytała Jenny.

Jack wyjął z kieszeni od spodni jakąś kartkę. Napisane było na niej "znajdź kasetę". Byle jak.

-Myślisz Jenn, że to jest podobne?-Jim odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Bardzo -powiedziałam za nią.

Ja też miałam tą kartkę przy sobie. W kieszeni od bluzy. Wyjęłam ją. Było napisane identycznie jak na kartce w pudełku. Doktor aż chwycił się za głowę.

-O co tu chodzi?-spytał sam siebie, biorąc do ręki słownik.

I znów zatopił się w lekturze. Z każdym przetłumaczonym słowem robił coraz bardziej zdziwioną minę. Aż w końcu odłożył księgę.

-"W tym domu wiele się wydarzyło, a wszystko w jednym się skryło. Kolejny przedmiot, który znajdziecie, prawdę wam powie o zaginionym świecie..."-wyszeptał.

I znowu wszyscy spojrzeli się na mnie. Jakby mnie widzieli pierwszy raz w życiu. Podniosłam kartkę. Jak ja mam cokolwiek z tego zrozumieć, kiedy nie potrafię nawet spokojnie pomyśleć? W pudełeczku było małe drewienko. O jakimś dziwnym kształcie.

-Ja już naprawdę nie wiem o co chodzi... Przecież ta szkatułka była za stara, żeby Lalkarz mógł ją otworzyć i coś w niej schować. A kartkę napisać mógł prawdziwy właściciel tej szkatułki. A to, że Lalkarz pisze podobnie, to może czysty przypadek. A może znał tego właściciela, bądź właścicielkę i może, z jakiś nie znanych mi bliżej powodów, pożyczył sobie styl pisma. A to, że dał ci ten wisiorek, tego nie wyjaśnimy. Aczkolwiek jest to do niego niepodobne. Ale na pewno o istnieniu szkatułki wiedział. Sam ją tam schował, dlatego jest taka pokruszona. Stała gdzie indziej, zestarzała się, a od przenoszenia zmurszałe drewno się połamało.-Jim wreszcie skończył swoją naukową przemowę.

-Skoro Lalkarz ją schował, to musiała mieć dla niego jakąś szczególną wartość, tak?-musiałam odpowiedzieć swoją przemową- Więc albo ta szkatułka była jego, albo kogoś, kogo dobrze znał. Ale z Jimem doszliśmy do wniosku, że miał młodszego brata, który zmarł, albo został zabity. Nie wiemy co się stało z resztą rodziny, więc może to pamiątka po nich? Może na przykład była to szkatułka mamy, albo siostry, albo ojca? I...-teraz do głowy wpadła mi straszliwa myśl- A jeśli tą osobę też zabito, Jim?

-Możliwe. A znalazłszy tą szkatułkę... może o to chodzi?-wywnioskował Jim.

-Tutaj coś musiało się wydarzyć -wtrącił się do dyskusji Jack.

-O ile mi wiadomo, twoja grupa zajmuje się uciekaniem z domu, a nie zajmowaniem się jego historią i tego typu rzeczami -stwierdził doktor.

-Ale jak się coś wie, to chyba nikomu to na złe nie wyjdzie, nie?-odpyskował bratu Jack.

I znowu zaczną się kłócić. Spojrzałam na nich znacząco. Umilkli. Bo teraz naprawdę tylko kłótni by nam do pełnego szczęścia brakowało.

-A mi się wydaje, że on dał ci Anabel ten wisiorek, bo wiedział, że tylko ty będziesz w stanie zrozumieć o co chodzi?-spytała Jenn.

~~***~~

Hej wszystkim :D 

Ten rozdział dedykuję Nancy, już ona wie za co <3

I jak wam się podoba wygląd bloga? Według mnie ładniejszy niż poprzedni, a według was?

Pozdrawiam :D

Amy Berry

2 komentarze:

  1. No, teraz jest good. Wcześniej dałaś trochę nieczytelną czcionkę, teraz nie trzeba się męczyć przy czytaniu. Co do rozdziału...Tajemnice! I już się Dia cieszy. Czekam na następne notki i sekrety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. YAY :D Mam czytelną czcionkę xD
      Tajemnice... oj trochę tego będzie :D

      Usuń